Małysz: po wypadku było nerwowo
Adam Małysz nie może narzekać na brak przygód na trasie tegorocznego Rajdu Dakar. Po tym jak cudem uniknął zderzenia z... krową, w czwartek zaliczył "wywrotkę". Na szczęście i tym razem nikomu nic się nie stało, ale kiedy Orzeł z Wisły ruszył w dalszą drogę, jechał bardzo nerwowo.
- Było dosyć ciekawie - powiedział już na mecie Małysz. - Ogólnie jazda była fajna, odcinek też nie był najgorszy. Na wydmach również sobie radziliśmy. W jednym leju, samochód zakopał się, ja poszedłem na lewo i chciałem z niego wyskoczyć, ale odbiło koła i "kopyrtło" najpierw na bok, potem trochę na dach - relacjonował były polski skoczek.
Z pomocą ruszyli kibice, ale samochodu nie udało się postawić na koła. Dopiero, kiedy nadjechała druga załoga RMF Caroline Team Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk, auto Małysza było gotowe do dalszej drogi.
- Przybiegli miejscowi, próbowaliśmy postawić samochód, ale nie szło. Nadjechali Albert z Michałem i nam pomogli, a później jechali za nami, asekurując nas, sprawdzając czy coś się nie dzieje - dodał.
Wypadek źle wpłynął na Małysza. Jechał nerwowo, co od razu zauważył jego pilot Rafał Marton. - Później było troszkę nerwowo. Raz nawet się zakopałem, więc Rafał starał się mnie uspokoić. Jedź sobie spokojnie, oddychaj głęboko. Przecież potrafisz się wyluzować. No i kiedy tak zrobiłem, znowu jechało się przyjemnie - mówił były skoczek.
Ostatecznie Małysz do mety dojechał na 56. miejscu. W klasyfikacji generalnej utrzymał bardzo dobrą 40. lokatę i gdyby nie wypadek, z pewnością awansowałby o kilka pozycji.