Małysz: na moment nie oddałem kierownicy
- Nawet na tych dojazdówkach, kiedy byłem wyczerpany i mój pilot Rafał Marton mówił, że może poprowadzić, nie oddawałem kierownicy - zdradza w rozmowie z "Magazynem Sportowym" tegoroczny debiutant w Rajdzie Dakar, Adam Małysz.
Od zakończenia Dakaru minęło już trochę czasu. Emocje opadły, na wszystko można spojrzeć z dystansem. Adam Małysz, który w swoim debiucie zameldował się na mecie na 38. pozycji, nieustannie czuje dumę z faktu, że w ogóle udało mu się ukończyć rajd. Do tego zdradza, że nie oddał kierownicy nawet na moment, choć miał takie propozycje.
- Jestem z siebie zadowolony, bo przejechałem cały Dakar. Nawet na tych dojazdówkach, kiedy byłem wyczerpany i mój pilot Rafał Marton mówił, że może poprowadzić, nie oddawałem kierownicy - mówi były znakomity skoczek "Magazynowi Sportowemu".
A wyczyn jest to nie lada, bo warunki panujące podczas rajdu są ekstremalne i zawodnicy z biedniejszych teamów mieli fatalne warunki do odpoczynku.
- Najlepsze teamy śpią w hotelach, albo są z nimi specjalne campery. Pod namiotem jest kiepsko, bo całą noc hałasują mechanicy i nie pomagają nawet stopery w uszach. Do tego często panuje taka temperatura, że nie ma szans usnąć. Bywało i tak, że spaliśmy na torze gokartowym - asfaltowym, rozgrzanym niemożliwie. Ci, którzy mieli jakąś pryczę, to jeszcze pół biedy, ale jeśli leżało się w śpiworze na macie ... - opowiada Małysz.
"Orzeł z Wisły" bardzo chciałby kolejny raz spróbować sił na trasie najtrudniejszego rajdu świata. Jednak tym razem marzy mu się lepszy samochód i walka o coś więcej, niż tylko dojechanie do mety. Dlatego nie wie jeszcze, czy będzie dalej reprezentował barwy RMF Caroline Team.
- Na pewno czeka nas rozmowa na temat przyszłości. Gdybym się zdecydował na dalsze starty, to wszystko musi być bardziej profesjonalne. Mam na myśli przede wszystkim lepszy samochód. Zespół też musi inaczej wyglądać - kończy Adam Małysz.