Małysz chciał pomóc Hołowczycowi
Załoga RMF Caroline Team Adam Małysz/Rafał Marton bardzo dobrze radzi sobie w tegorocznym Rajdzie Dakar. Po dziesięciu etapach jest w klasyfikacji generalnej na 32. miejscu. Były skoczek narciarski ze swojej postawy jest zadowolony, choć przyznaje, niezwykle denerwuje go specyficzny drobny piasek nazywany "fesz fesz". W środę spotkał na trasie wielkiego pechowca - Krzysztofa Hołowczyca, ale "Hołek" stwierdził, że Mitsubishi Pajero Małysza nie da rady uratować jego Mini z opresji.
- Dobija mnie ten fesz fesz. Jest w uszach, w buzi, w nosie. Mimo, że mamy kaski, wbija się wszędzie. To strasznie męczy, szczególnie oczy - powiedział Małysz po dziesiątym etapie, pełnym wydm i oczywiście wspomnianego piasku. Jego słowa cytuje serwis RMF24.pl.
- Jechaliśmy płynnie, równym tempem. Zaraz na początku, w fesz feszu, przez 20 km wlekliśmy się za blokującą nas ciężarówką. Kiedy dogoniła nas, a później wyprzedziła następna, nasze auto ugrzęzło w zrobionych przez nią koleinach. Wydostanie stamtąd zajęło nam sporo czasu. Później staraliśmy się nadrabiać te minuty. Na wydmach nie daliśmy rady wspiąć się na jeden z podjazdów. Musieliśmy zawrócić i znów się zakopaliśmy. Następnie już wszystko poszło nam sprawnie i chyba stąd ten nawet niezły wynik - relacjonuje Małysz.
- My jechaliśmy spokojnie i równo, mijając po drodze wiele zakopanych samochodów. Widzieliśmy nawet Krzysztofa Hołowczyca. Chcieliśmy mu pomóc, ale stwierdził, że i tak go nie damy rady go pociągnąć - zdradził "Orzeł z Wisły", wspominając wielkiego pechowca 10. etapu. W Mini "Hołka" najpierw zepsuł się układ kierowniczy, a potem na wydmach auto się zakopało, co przyniosło efekt w postaci pięciu godzin straty do najlepszego na tym etapie Hiszpana Naniego Romy. Małysz stracił do niego "tylko" 3 godziny.
- Nasz wynik to niespodzianka, ale przede wszystkim zaskoczyliśmy samych siebie, ponieważ ten etap nie układał się po naszej myśli. Już na początku odcinka wpadliśmy do dziury. Musieliśmy wysiąść, by podnieść auto i dopiero wtedy wyjechać. Straciliśmy też trochę czasu na wydmach. Tam zjechaliśmy z podjazdu, zmniejszyliśmy ciśnienie w oponach i udało się. Potem jechaliśmy już sprawnie, utrzymując niezłe tempo - ocenił 10. etap pilot Adama Małysza, Rafał Marton.
WP.PL/RMF24.pl