Lexus: zamiast wykluczać kierowcy lepiej mu pomóc
Samochód zdolny do jazdy bez kierowcy to futurystyczne marzenie niejednego zmotoryzowanego. Okazuje się jednak, że nie jest to tylko mało realistyczne marzenie. Google i Volkswagen już pracują nad takimi systemami. Pierwsza z tych firm może już jeździć takimi pojazdami w niektórych stanach USA, Niemcy obiecują samodzielne pojazdy na koniec tej dekady. Inną drogą idą Japończycy. Lexus zapowiedział, ze nie zamierza wykluczać kierowcy, ale nie pozostanie również bezczynny.
Ideą przyświecającą największym producentom samochodów pracującym nad systemami autonomicznej jazdy, jest poprawa bezpieczeństwa na drogach. Co prawda za część kolizji odpowiada źle oznakowana droga lub usterka w aucie, ale ich lwia część powstaje wskutek błędu człowieka. Jak można wykluczyć ten czynnik? Google i Volkswagen odpowiadają, że należy pozbyć się kierowcy. Toyota i Lexus wolą go wspomóc. Podczas zorganizowanych w las Vegas targów elektronicznych CES Japończycy zaprezentowali zmodyfikowany, hybrydowy model LS. Projekt nazwany Safety Research Vehicle ma proste założenie - dostarczyć kierowcy jak największej liczby informacji o sytuacji na drodze i zrobić to jak najszybciej.
System opiera się na gąszczu czujników i odpowiednim oprogramowaniu, które pozwala na przetworzenie napływających z nich sygnałów. Zamontowany na dachu laserowy radar kontroluje sytuację dookoła auta na odległość 70 metrów. Trzy kierunkowe kamery - z przodu i po bokach - o zasięgu 150 metrów wychwytują zbliżające się pojazdy i wskazania sygnalizacji świetlnych. Ponadto szereg czujników i urządzenie GPS badają pozycję i ruch samochodu, by ustrzec kierowcę przed wpadnięciem w poślizg.
Najbliższe lata pokażą, w którą stronę ewoluuje projekt Lexusa i Toyoty. Najlepszym rozwiązaniem mogłoby okazać się oddanie w ręce kierowcy decyzji o poziomie działania tych systemów bezpieczeństwa.
tb, moto.wp.pl