Land Rovery dla wojskowych
Zakupionymi dla armii ekskluzywnymi Land Roverami nie będą jeździć urzędnicy. Samochody trafią tam, gdzie powinny - do wojskowych.
Szef MON Tomasz Siemoniak zdecydował, że 20 luksusowych aut terenowych, które stały w garażach warszawskiego garnizonu trafi do dowódców jednostek liniowych - informuje "Rzeczpospolita". Minister uznał, że skoro Land Rovery zostały już kupione, mają służyć dowódcom, a nie najwyższym generałom i urzędnikom. Kilka dni temu auta wysłano do jednostek m.in. w Żaganiu, Krakowie, Gdyni, Tomaszowie Mazowieckim i Poznaniu.
Wiosną tego roku gazeta ujawniła aferę związaną z ich zakupem. Wojsko za każde auto zapłaciło ponad 250 tys. zł; są wyposażone m.in. w skórzane fotele i podgrzewane szyby. Tłumaczono, że będą potrzebne przy zabezpieczaniu zagranicznych wizyt związanych z polską prezydencją.
Już kilka tygodni po zakupie auta rozdysponowano wśród najwyższych dowódców i urzędników resortu obrony. Po doniesieniach "Rzeczpospolitej" ówczesny szef MON Bogdan Klich zdecydował, że wszystkie limuzyny trafią do Garnizonu Warszawa.
- Decyzja ministra Siemoniaka pokazała, że tłumaczenia wojska o prezydencji, by uzasadnić zakup, były naciągane - ocenia ekspert wojskowy Janusz Walczak. Jak dodaje, - skoro już armia je kupiła, lepiej, że będą z nich korzystać żołnierze, a nie urzędnicy.
Wiadomo już, że w niektórych miastach oficerowie będą jeździć Land Roverami. Czym jeżdżą zwykli żołnierze? Okazuje się, że popularnym samochodem wśród naszych mundurowych jest… Tarpan, a raczej jego wojskowe wcielenie, czyli Honker. Tylko w tym roku Inspektorat Uzbrojenia zamówił dla polskich żołnierzy 45 takich samochodów, płacąc 140 tys. zł. za każdy.
Źródło: PAP
tb/mw/mw