Trwa ładowanie...
20-11-2009 17:37

Kuzaj: oni mogliby żyć. To zawsze wraca

Kuzaj: oni mogliby żyć. To zawsze wracaŹródło: PAP
d29n1n3
d29n1n3

6 grudnia 2008. Czechy, 14. Rajd Praski. Po jednym z odcinków specjalnych mknie czołowy polski kierowca, czterokrotny mistrz kraju Leszek Kuzaj. Na jednym z zakrętów jego auto traci przyczepność i wylatuje z drogi. Wpada prosto w grupę kibiców stojących w niedozwolonym miejscu. Dwóch nieostrożnych fanów rajdów zostaje przygniecionych przez samochód. Jeden traci życie na miejscu, drugi umiera w szpitalu.

To był najgorszy dzień w życiu Leszka Kuzaja. Zginęli młody chłopak z Czech i 26-letni Piotr Pieczenia ze Stronia Śląskiego, wielki fan Kuzaja, gwiazdy polskich rajdów. Specjalnie dla niego przyjechał na Rajd Praski.

Po tym wypadku polski kierowca nie był w stanie startować w kolejnych rajdach. Musiał przerwać karierę. Prokuratura zbadała sprawę i uznała, że nie był winny śmierci dwóch kibiców. On sam uważa jednak, że odpowiedzialność prawna jest niczym w porównaniu z odpowiedzialnością moralną.

Teraz Kuzaj postanowił zmierzyć się ze swoimi demonami. Przerwał milczenie i o tragicznych wydarzeniach sprzed roku opowiedział "Magazynowi Sportowemu".

d29n1n3

- To było tak, że trąciłem latarnię zderzakiem, wyleciałem w powietrze i spadłem na taką siatkę ochronną. W aucie niewiele się stało. Zobaczyłem, że ludzie podnoszą mój samochód, byłem przekonany, że starają się postawić mi auto na drogę. Dopiero w pewnym momencie zorientowałem się, że ktoś leży pod samochodem - opowiada Kuzaj.

- Starałem się tam na miejscu coś zrobić, ale byłem bezradny. To było nie do zniesienia. Wiem oczywiście, że był to nieszczęśliwy wypadek, że ci ludzie stali w niedozwolonym miejscu, nie powinno ich tam być, ale przecież gdybym nie wypadł z trasy, to nadal by żyli. Ta myśl zawsze wraca... - zdradza czołowy polski kierowca "Magazynowi Sportowemu".

Kuzaj odwiedził rodzinę zmarłego Piotra Pieczenia. Było to dla niego bardzo trudne spotkanie. - Widziałem cierpienie tych ludzi, rodziny tego chłopaka, który przyjechał do Czech, żeby mnie zobaczyć... Niestety, następnego dnia informacja o tym spotkaniu ukazała się w mediach. Między innymi w tej samej gazecie, która tydzień wcześniej napisała, że jestem zabójcą. Bardzo źle się z tym czułem, bo to wydarzenie było niezwykle osobiste. Nie chciałem, żeby je upubliczniono, żeby było odebrane jako element jakiegoś mojego PR - opowiada Kuzaj.

Czy po powrocie na rajdowe trasy, mając w pamięci tragiczny wypadek, znany z bezkompromisowego stylu jazdy Kuzaj złagodnieje? - Zawsze można pojechać wolniej, starać się uniknąć ryzyka, ale czasem jest tak, że jedna łata czegoś rozlanego na drodze spowoduje, że samochód, będąc przy krawędzi drogi, na ułamek sekundy straci przyczepność - mówi Kuzaj. Czy będzie jeździł teraz wolniej, czy też dojdzie do siebie i znów będzie zachwycał fanów brawurową jazdą na odcinkach specjalnych?

WP.PL/Magazyn Sportowy

d29n1n3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d29n1n3
Więcej tematów