Kubica zmęczony popularnością
"Zmieniła się statystyka, a nie moje życie" - powiedział Robert Kubica kiedy go zapytano, jak ważne było dla niego zwycięstwo w Kanadzie. Polski kierowca nie uważa się za gwiazdę - czytamy w Dzienniku. Broni swojej prywatności i unika splendoru, ale nie ma wpływu na zmiany wokół siebie. A te widoczne są gołym okiem.
Choć zdawało się, że jego popularność w padoku osiągnęła apogeum po zdobyciu w Bahrajnie pierwszego pole position, po Grand Prix Kanady odnotować można kolejny, wyraźny wzrost zainteresowania. Wokół naszego kierowcy kręci się jeszcze więcej dziennikarzy, fotoreporterów i kamer. A Roberta popularność zwyczajnie męczy - pisze Dziennik.
"Nie uprawiam tego zawodu, aby być uznawanym za wielkiego sportowca. Robię to, ponieważ to kocham" - powtarza krakowianin. Ale siłą rzeczy traktowany jest jak gwiazda. Rosnąca sława robi się uciążliwa nawet na zapleczu F1. Fernando Alonso, Kimi Raikkonen czy Lewis Hamilton nie poruszają się po padoku tak swobodnie, jak większość rywali z toru. Choć miejsce to od zewnętrznego świata dzieli wysoki parkan, to właśnie tutaj pracują setki dziennikarzy i fotoreporterów, którzy "polują" na zawodników.
To nie do końca podoba się Polakowi. "Ludzie patrzą na Formułę 1 przez pryzmat tego, ile osób ją ogląda i jak wiele wydaje się tutaj pieniędzy. Ja jednak postrzegam ten sport inaczej – dokładnie tak samo, jak wyścigi gokartów czy inne serie wyścigowe, w których jeździłem do tej pory. Mam pewien plan i chcę coś osiągnąć. Do dziś mało mnie obchodzi, czy jeżdżę w Formule 1 czy w Formule 3" – mówi Robert. Tymczasem liczba osób, które chcą porozmawiać, sfotografować, wziąć autograf czy choćby pozdrowić Kubicę stale rośnie. A tylko po padoku codziennie kręci się kilka tysięcy ludzi!
_ Więcej w Dzienniku _