Kubica zaczynał od... butelek
- Teraz w zespole BMW pracuje pięciuset specjalistów, którzy robią wszystko, aby Robert Kubica i Nick Heidfeld mieli jak najlepszy sprzęt. Ale ja pamiętam czasy, kiedy byłem jedynym mechanikiem Roberta, jego pierwszym zawodowym serwisantem - mówi nam Jerzy Wrona, którego rozpiera duma z sukcesów polskiego jedynaka w Formule 1.
- Aż serce rośnie, gdy się patrzy na jazdę Roberta. A co by było, gdyby on miał tak samo dobry bolid jak najlepsi kierowcy świata? - zastanawia się Wrona. - Bo przecież prawda jest taka, że choć BMW jest dobre, to i tak nie może się równać z Ferrari czy Renaultem. Bo o samego Roberta to jestem spokojny. To już światowa klasa, absolutna elita. Miło na niego spojrzeć. Zero kompleksów, siedzi sobie na luzie obok Michaela Schumachera. Ale on zawsze taki był! Nikogo się nie bał. Jak tylko słyszał, że na torze jest jakiś chłopak, jego rówieśnik, o którym mówi się, że ma talent, to poganiał mnie i swojego ojca, krzycząc: "Szybko, szybko, jedziemy na tor, trzeba się z nim sprawdzić!" Nie bał się żadnego asa! - uśmiecha się pan Wrona, który rozpoczął współpracę z Robertem, gdy ten miał 10 lat. Ubodzy krewni z Polski
- A wiecie, jak Kubica zaczynał? Od butelek. Ojciec napełniał piaskiem butelki po wodzie mineralnej, tworzył z nich slalom, a malutki Robert śmigał między nimi swoim samochodzikiem. Tak się uczył koordynacji - przypomina sobie Wrona.