Rok od debiutu Robert Kubica znów pojedzie na Hungaroringu, ale będzie to całkiem inny tor niż wtedy. W piątek treningi, w sobotę kwalifikacje, w niedziele wyścig o GP Węgier – pisze Gazeta Wyborcza.
Równo rok temu debiutant Kubica ścigał się w deszczu, a jego bolid zachowywał się na mokrym torze jak Bambi na lodzie. Choć Kubica sarmacko i chwacko zapewniał przed startem, że deszcz mu nie robi różnicy, dwukrotnie wpadał w poślizg i raz zderzył się ze stosem opon. Asy - Fernando Alonso, Kimi Raikkonen - w ogóle nie ukończyły wyścigu. Michael Schumacher przyjechał na metę za Polakiem.
Tym razem będzie inaczej. Ale to nie znaczy, że łatwiej. Suchy tor pod Budapesztem jest wolny, wąski, kręty, brudny i nie daje możliwości wyprzedzania. Kluczowe będą więc jutrzejsze kwalifikacje.
Organizatorzy podają, że można na nim jechać nawet 320 km na godz., ale rok temu Kubicy zmierzono zaledwie 286 km/godz. Najszerszy jest na prostej start/meta - 15 m, a potem ma tylko 10-11 m. Na końcu tej 700-metrowej prostej startowej jest jedyne miejsce, w którym można sobie wyobrazić wyprzedzanie.