Kubica w poszukaniu utraconej szybkości
Szef teamu BMW Sauber Mario Theissen przyznał, że nie ma pojęcia, czemu bolidowi Roberta Kubicy brakło mocy i szybkości podczas Grand Prix Węgier. Pewne jest tylko to, że nie było w tym winy Polaka.
Polak dzielnie walczył do końca z przeciwnościami techniki i dojechał do mety na ósmym miejscu. Gdyby nie to ósme miejsce, niemiecka stajnia skończyłaby wyścig bez punktu po raz pierwszy, od kiedy Kubica zastąpił w teamie Jacques'a Villeneuve'a. Choć Kubica, mimo że zdegustowany nadsterownym i niedającym się kontrolować bolidem, przyznał po wyścigu, że lepszy już ten jeden punkt niż żaden, w jego stajni panuje konsternacja. Przecież ten sam bolid w sobotnich kwalifikacjach uzyskał czwarty czas. Nienajgorsze wyniki miał też Heidfeld, który nie wszedł do drugiej rundy kwalifikacyjnej nie powodu złych osiągów, ale dlatego, że został zablokowany na pomiarowym okrążeniu.
Nikt nie sugeruje, że to zła jazda Polaka była przyczyną słabego wyniku. Co prawda, tuż po zakończeniu wyścigu szef teamu BMW Sauber Mario Theissen wyznał dziennikarzom, że start Roberta nie był najlepszy. Polak od razu dał się wyprzedzić Timo Glockowi z Toyoty, który skończył wyścig na drugim miejscu. Jednak już w oficjalnym biuletynie dla prasy Theissen przyznał, że bolidy nie były dobrze przygotowane. "Na treningach i podczas kwalifikacji BMW Sauber F1.08 był dużo bardziej konkurencyjny niż podczas wyścigu. W konsekwencji Robert nie był w stanie walczyć o kolejne podium i musiał się zadowolić ósmą lokatą. Grand Prix Węgier przyniosło nam duże rozczarowanie" - napisał.
_ Więcej w "Gazecie Wyborczej" _