Kubica potrzebny jako bohater przyszłości
Dziesięcioletni chłopiec grający w piłkę, w przyszłości być może gwiazdor jednego ze słynnych, niekoniecznie polskich klubów, o Janie Pawle II wie sporo. O Wałęsie nie słyszał. Jeszcze nie musi. Za to co dwa, czasem trzy tygodnie siada przed telewizorem. W jego domu nikt nie mówi, że oglądają wyścig Formuły 1. Oni oglądają Kubicę.
Tego niemrawego introwertyka. Ani się uśmiechnie, ani pożartuje przed kamerą. Czy ten tyczkowaty młodzieniec o fizjonomii torreadora z postępującą łysiną może być w ogóle bohaterem? I czy możemy być dumni z człowieka, który ma wprawdzie na kasku biało-czerwoną flagę, ale tak naprawdę całe życie spędził za granicą i Polsce zawdzięcza najwyżej tyle, że się w niej urodził? Jedni będą dumni, inni mniej.
Zanim pojawi się nowy bohater, a pojawi się na pewno, może Robert Kubica zdobędzie mistrzostwo świata, może nawet dwa lub trzy razy. Może za kilka lat, gdy jego nazwisko będzie znał każdy na świecie, przyjedzie do Polski otwierać nowy tor wyścigowy Formuły 1. Kolejny prezydent odznaczy go najwyższym orderem za zasługi dla kraju. Może komuś zrobi się głupio, że kiedyś nie wierzył w Kubicę.
Potrzebny jest nam człowiek. Bohater przeszłości, jak Wałęsa, i bohater przyszłości, jak Kubica. Wciśnięci, jak pisał Norman Davies, między wschód i zachód Europy, pełni zadawnionych kompleksów, ale i narodowej megalomanii, już nieraz w naszych dziejach zapominaliśmy o rzeczach najprostszych. Bo jeśli się nie ma złóż ropy naftowej ani gazu, największym i prawdę mówiąc jedynym dobrem narodowym pozostają ludzie.
Spróbujmy sobie wyobrazić, że 10 lat temu Robertowi, chłopakowi z Krakowa, zabrakło pieniędzy na starty w dziecięcych wyścigach. Albo silnik jego gokarta spalił się już na pierwszym okrążeniu, które miało zdecydować o sportowej przyszłości. Chłopak rozpłakał się i wrócił do domu, a po latach został świetnym mechanikiem samochodowym, artystą w swoim zawodzie. Jednak mimo wszystko tylko mechanikiem, a nie gwiazdą wyścigów.
Mogło się tak zdarzyć. W historii pełno jest przypadków. Więc kiedy już to sobie wyobrazimy, kiedy zdamy sobie sprawę, jak łatwo szansa przechodzi nam koło nosa, spróbujmy wziąć to, co mamy. Chwalmy się tym. I nie grymaśmy. Nawet jeśli inni mają więcej, nie mają tego co my.
_ Dariusz Wilczak/Więcej w "Newsweeku" _