Czy Formuła 1 zyskuje po rocznej znajomości?
Pod pewnymi względami tak, pod innymi nie. Teraz mam już trochę inne spojrzenie. Moje wyobrażenie o tym sporcie uległo zmianie, i to znacznej. Ale szczegóły zatrzymam dla siebie.
Szef McLarena Ron Dennis stwierdził niedawno, że w Formule 1 sport to tylko dwie godziny podczas wyścigu, a reszta to czysty biznes. Zgadza się pan z tym?
W Formułę 1 inwestowane są ogromne pieniądze i większość osób jest tu dlatego, że można zarobić, a nie z miłości do sportu. Szczególnie duże firmy tak wszystko kalkulują, żeby jak najwięcej z tego mieć - to naturalne.
Gdzie było najwięcej sportu?
W kartingu.
Dobrze pan wspomina tamte czasy?
Najlepiej! Świetna atmosfera i najmniej układów.
Wtedy pańska kariera toczyła się z roku na rok, prawie co sezon był awans do kolejnej serii wyścigowej. A jak teraz wygląda planowanie celów na następny sezon?
To zależy od bolidu. Będziemy oczywiście starali się zdobyć jak najwięcej punktów, ale najpierw trzeba dokończyć ten sezon. Mam nadzieję, że skończy się lepiej, niż się zaczął.
A nie irytuje pana fakt, że tak wiele zależy od bolidu?
Niestety, taki jest urok tego sportu, bo dla mnie to przede wszystkim sport. W tym sezonie bolid BMW jest bardzo mocny, co zresztą powtarzałem zawsze, od kiedy w nim zasiadłem. Frustrujące jest jedynie to, że czasami mimo dobrej szybkości nie udaje się zdobyć punktów.
(...) Ale przez ten rok czegoś się pan nauczył?
Wielu rzeczy, może nie bezpośrednio związanych z samą jazdą bolidem, ale takich, które mają wpływ na wynik. Nie wystarczy być szybkim kierowcą, trzeba też całą układankę, te wszystkie puzzle poskładać w całość. Czasami jest to niemożliwe, bo jak brakuje nawet jednego kawałka, to ciężko skończyć obraz.