Kubica: nie spodziewam się fajerwerków
W najbliższy weekend trybuny węgierskiego toru Hungaroring zaleje morze biało-czerwonych flag. W kalendarzu Formuły 1 są dwa tory szczególnie bliskie sercu Roberta Kubicy. Pierwszym jest Monza położona we Włoszech, gdzie Polak spędził wiele lat i ma tam teraz wielu kibiców. Jeszcze ważniejszy po zeszłorocznym wyścigu stał się Hungaroring, gdzie odbędzie się kolejna runda mistrzostw świata. Szacuje się, że w minionym sezonie Roberta dopingowało tam ponad 20 000 rodaków i co najmniej tyle samo osób z Polski powinno pojechać do Budapesztu w najbliższy weekend.
Także w tym sezonie organizatorzy GP Węgier mocno zacierają ręce, spoglądając w stronę północnej granicy. W sezonie 2007 trybuny, a także pobliskie pola kempingowe były dosłownie zalewane przez biało-czerwone flagi, a w języku polskim można się tam było dogadać łatwiej niż w węgierskim. Co ciekawe, na Hungaroring od lat przyjeżdżają także dziesiątki tysięcy fanów z Finlandii.
Promotorzy GP Węgier reklamowali swój wyścig w polskich mediach licząc, że w tym roku przyjedzie od nas jeszcze więcej kibiców, którzy pomogą podreperować budżet toru. Na pewno nie pomogły ostatnie wyniki Kubicy, który od zwycięstwa w Grand Prix Kanady nie stanął na podium. Sam Robert snuje ostrożne prognozy.
- Mam nadzieję, że w tym roku będziemy mogli walczyć o podium, choć zeszłoroczne Grand Prix na Hungaroringu było rozczarowujące. Dojechałem na piątym miejscu, ale podczas kwalifikacji miałem problemy. Gdyby nie to, z łatwością dojechałbym do mety w pierwszej trójce. Może w tym roku się uda, ale będzie ciężko. Nie spodziewam się fajerwerków - mówi krakowianin.
_ Więcej w "Przeglądzie Sportowym" _