Fernando Alonso, mistrz świata Formuły 1, twierdzi, że nie wystarczy bardzo szybko jeździć, by dostać szansę ścigania się z najlepszymi. Trzeba jeszcze mieć sporo szczęścia. Pan je ma?
- Nie narzekam. Pech mnie dotychczas omijał, więc mogłem realizować wytyczone cele, ale do tego, co mówi Alonso, dodałbym jeszcze pieniądze. Dobrze mieć możnego sponsora, który może kupić miejsce w Formule 1. Zespoły, które mają najniższe budżety, urządzają przed sezonem swoiste licytacje.
Co składa się na mistrzostwo w tym fachu?
- Dobry refleks, umiejętność koncentracji w trudnych momentach, odporność na zmęczenie.
W nagrodę za mistrzostwo świata serii Renault ma pan zagwarantowane testy w Formule 1, oczywiście w zespole Renault. Jak one będą wyglądały?
- Nie wiem. To jest prezent, który tak naprawdę zobaczę dopiero w pierwszych dniach grudnia. Ta nagroda ma charakter prestiżowy, potencjalni pracodawcy będą mieli okazję przyjrzeć mi się z bliska, a ja postaram się pokazać z jak najlepszej strony.
Wcześniej, podczas Grand Prix Chin w Szanghaju (14 - 16 października), wsiądzie pan do bolida Minardi. Dla kogoś, kto tyle lat o tym marzył, musi to być wielkie przeżycie...
- Oczekuję tej chwili z zaciekawieniem, ale też ze spokojem. Zapewniam, że śpię dobrze, nie budzę się z lękiem. Do Chin lecę w najbliższy poniedziałek. W piątek, 14 października, wezmę udział w dwóch godzinnych sesjach treningowych jako trzeci kierowca zespołu Minardi - Cosworth. To będą tylko treningi, a nie start w punktowanym wyścigu. W Minardi jeżdżą teraz dwaj Holendrzy - Christijan Albers i Robert Doombos, ale nie mnie ich oceniać.