Kubica jak... Hermaszewski
W najbliższą niedzielę Robert Kubica zostanie pierwszym Polakiem, który wystartuje w wyścigu Formuły 1. To dla naszego kraju wydarzenie porównywalne z lotem Mirosława Hermaszewskiego w kosmos w 1978 roku.
Wydawało się, że mistrzostwa świata F1 długo jeszcze będą dla nas niedostępne. Wprawdzie zdarzały się w przeszłości okrążenia toru wykonywane przez naszych kierowców, ale były to jedynie przyjacielskie gesty zaprzyjaźnionej ekipy lub po prostu płatne przejażdżki.
W drugiej połowie lat 70. władze Formuły 1 chciały zorganizować wyścig w którymś z krajów bloku wschodniego. Pod uwagę brano m.in. tor wyścigowy w Poznaniu. W ten sposób kierowcą Wolfa WR1, w którym Jody Scheckter wygrał w 1977 roku Grand Prix Kanady, Monaco i Argentyny, został Andrzej Jaroszewicz – syn premiera Piotra Jaroszewicza. „Czerwony książę”, jak nazywano młodego Jaroszewicza, przejechał kilkanaście okrążeń toru. Można więc stwierdzić, że on był pierwszym Polakiem, który poprowadził bolid F1.
Pod koniec 1995 r. na włoskim torze Magione w bolidzie Forti Corse zasiadł Jarosław Wierczuk. Test miał być początkiem jego wspaniałej kariery. Ojciec Wierczuka wydawał krocie, by wypromować syna. Nadaremno. Były to pierwsze i ostatnie kilometry Jarka w F1. Skończył w podrzędnych wyścigach w Japonii.
Do anegdot można też zaliczyć nasz start w Formule 1 na skrzydłach (a właściwie płatach dociskowych) zespołu Guido Fortiego. Nie było tam oczywiście polskiego kierowcy, tylko napisy Sokół Helikopters. Po prostu sponsor ekipy, firma Belco, była wtedy powiązana z mieleckim PZL.
_ rel="nofollow">Więcej w "Życiu Warszawy" _Więcej w "Życiu Warszawy"