Najnowszym krzykiem mody wśród polskich kierowców jest rejestrator jazdy. Z popularności nowego gadżetu cieszy się policja, która od zwykłych użytkowników dróg otrzymuje materiały dowodowe pozwalające na wystawienie tysięcy mandatów..
Moda na samochodowe kamerki przyszła do nas ze wschodu. U rosyjskich kierowców stały się one niemal obowiązkowym wyposażeniem pojazdu ze względu na masowe próby wyłudzania odszkodowań przez innych zmotoryzowanych prowokujących zdarzenia drogowe, a nawet pieszych z rozmysłem rzucających się pod koła wolno jadących aut. Choć w Polsce takie przypadki należą do rzadkości, kamerki pokochali nie tylko kierowcy, ale też rowerzyści i motocykliści. Dzięki takiemu urządzeniu możemy wybronić się przed niesłusznym zrzuceniem na nas odpowiedzialności za stłuczkę, albo uniknąć mandatu za niepopełnione wykroczenie. Najczęściej jednak ich właścicielom zdarza się zarejestrować nieodpowiedzialne, albo po prostu rażąco łamiące przepisy zachowania innych kierowców.
Zdecydowana większość osób, mających w swoich zbiorach wideo tego typu sceny, zadowala się pokazaniem ich znajomym lub umieszczeniem w internecie. Coraz liczniejsza rzesza posiadaczy kamer decyduje się jednak na przekazanie nagrania mundurowym. W ciągu kilku miesięcy do policji wpłynęło blisko 2,7 tys. donosów w formie filmów i zdjęć na łamiących przepisy drogowe, autorstwa innych kierowców - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Jak dowiedziała się gazeta, najwięcej takich donosów trafiło do komendy w Katowicach - 550. Sporo donosów jest także w woj. pomorskim - 330 i mazowieckim (253 w Warszawie i 68 w Radomiu). Nieco mniej jest w woj. kujawsko-pomorskim - 294.
Donosy z reguły dotyczą drobnych kwestii, jak nieprawidłowe parkowanie czy tamowanie ruchu. Policja zapewnia, że weryfikuje każde nadesłane zgłoszenie. Dostrzega już jednak niebezpieczne trendy - osoby rejestrujące często same przekraczają przepisy i w ten sposób stwarzają zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Źródło: PAP
ll/moto.wp.pl