Kierowca firmowy niebezpieczny na drodze
Po polskich drogach jeździ ok. 2 mln samochodów służbowych. Styl jazdy prowadzących ich kierowców pozostawia dużo do życzenia. Czy jest szansa na poprawę takiego stanu rzeczy?
- Nadmierna prędkość, ignorowanie zakazów zatrzymywania się, telefonowanie w czasie jazdy - wylicza główne grzechy kierowców-handlowców podkomisarz Wydziału Ruchu Drogowego KWP w Katowicach, Mirosław Dybich. Choć nie ma na ten temat żadnych oficjalnych statystyk to funkcjonariusze przyznają, że prowadzący auta firmowe wyróżniają się na drogach - jeżdżą szybciej i dużo bardziej niebezpiecznie. W przypadku zatrzymania przez patrol mundurowych tłumaczą się najczęściej, że muszą zdążyć na spotkanie albo szef kazał im się spieszyć.
Zaskakujące okazały się też wyniki przeprowadzonej na początku września akcji "Zapnij pasy nie wystarczy", w czasie której śląska drogówka kontrolowała posiadanie fotelików dla dzieci. Na jaw wyszło, że co 10 dziecko przewożone jest bez pasów a w dodatku 6 proc. jechało bez fotelika. - Stwierdziliśmy, że pasów dzieciom nie zapinają najczęściej rodzice aktywni zawodowo, którzy spieszą się od rana, nie mogą spóźnić się do praca. Część z nich korzysta z samochodów służbowych - mówi Dybich. Kierowcy tłumaczyli, że musieliby mieć zgodę pracodawcy na fotelik, tymczasem oficjalnie najczęściej nie mogą używać auta służbowego do celów prywatnych.
Kierowca wyścigowy Maciej Dreszer, który również wziął udział w policyjnej akcji, potwierdza, że widok auta firmowego wyprzedzającego "na trzeciego" czy nie zwalniający w terenie zabudowanym jest niestety dość powszechny. - "Parasolem ochronnym" takich kierowców są CB-radia i aplikacje na telefony komórkowe, które na bieżąco dostarczają informacji na temat lokalizacji patroli policyjnych - twierdzi Dreszer.
Agnieszka Pawlus, psycholog transportu z katowickiego Centrum Psychologii PULS przyznaje, że wśród innych nacji jesteśmy uznawani za kierowców szalonych. Z badań wynika, że dozwoloną prędkość świadomie przekracza aż 45 proc. polskich kierowców, najwięcej spośród 23 objętych sondażem narodów. - Drogowe incydenty są okazją do wyładowania nagromadzonych, negatywnych emocji. Jesteśmy zestresowani, przepracowani, kumulują się w nas problemy i niepowodzenia i to właśnie one są przyczyną agresji za "kółkiem". Dlatego do nerwowych sytuacji dochodzi najczęściej w drodze do lub z pracy - zaznacza Pawlus.
- Przede wszystkim mamy wtedy skrócony czas na reakcję i przeciwdziałanie w momencie nieoczekiwanego zdarzenia na drodze. Możemy nie zauważyć hamującego auta i uderzyć w jego tył albo nie dostrzec wbiegającego przechodnia. Uwagę w drodze służbowej dodatkowo rozprasza prowadzenie rozmowy przez telefon, czytanie SMS-ów czy ustawianie nawigacji - wylicza Dreszer.
Wobec powyższego nasuwa się pytanie - jak powstrzymać kierowców, których wyśrubowane normy pracy motywują do mocniejszego przyciskania pedału gazu. W opinii policji pomóc mogą wzmożone kontrole drogowe oraz podnoszenie świadomości nie tylko kierowców, ale także pracodawców, których presja często może wpływać na styl jazdy ich podwładnych.
Zdaniem Dreszera pewnego rodzaju "kagańcem" na szalejących samochodami służbowymi byłby montaż systemów kontroli GPS, które pokazują trasę przejazdu, prędkość, tankowania czy czasy przestoju. Innym, jeszcze lepszym rozwiązaniem jego zdaniem byłyby dodatkowe, specjalistyczne szkolenia na symulatorach i w szkołach bezpiecznej jazdy. - Kierowca, który dwa razy wjedzie na leżącego manekina bo nie może wyhamować, bardzo szybko zrozumie jakie zagrożenie sieje podczas zbyt szybkiej jazdy - dodaje.
Źródło: Dreszer MotorSport
ll/moto.wp.pl