Kanarkowy ratownik
Rozpędza się w niespełna 40 sekund do "osiemdziesiątki". Za długo? A Tobie ile by zajęło żeby ruszyć z miejsca 26 ton?
Tyle wystarczy, żeby samochód strażacki mógł pracować na lotnisku. Tyle wymaga ICAO – Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego. Najbardziej ryzykowne są lądowania i starty. Dlatego na lotniskach i terenach wokół nich dochodzi do 70% katastrof lotniczych. Szczęście w nieszczęściu, że służby ratownicze mają wtedy blisko, ale i tak muszą działać błyskawicznie.
Gotowi na wszystko
Wydawałoby się, że na płycie lotniska doskonale poradzą sobie ciężarówki na oponach przypominających slicki z Formuły 1. Rzecz w tym, że to, co z dołu wydaje się betonową pustynią z góry przypomina zaledwie placyk z wąskim jęzorem pasa startowego przyklejony na wielkiej łące. Nie ma gwarancji, ze awaryjnie lądujący samolot zatrzyma się na twardym. A w trawie, jak to w trawie, nietrudno o błoto i poślizg. Lotniskowa straż pożarna używa zatem ciężarówek o sporym prześwicie z napędem wszystkich kół: 4x4, 6x6, 8x8, a bywa, że i 10x10.
Jest jeszcze tylko jedno istotne ograniczenie: samochód nie powinien być zbyt wysoki. Przede wszystkim, żeby nie zawadzać o skrzydła, ale również aby stabilnie poruszać się z dużą prędkością. Długość i szerokość nie mają znaczenia. Lotnisko toleruje krążowniki, jakie nie mogłyby nigdy bez specjalnego zezwolenia wyjechać na ulice.
Wyspecjalizowane kombajny pożarnicze są drogie i niewiele firm je dostarcza. Mniejsze pojazdy ratownicze, na podwoziach zwykłych ciężarówek można spotkać znacznie częściej, a powstają one również w Polsce.
Ratownik z Bielska-Białej
Tuż przed Gwiazdką firma Wawrzaszek z Bielska-Białej ukończyła samochód dla strażaków z Islandii. Będzie pełnił służbę na lotnisku przy porcie kontenerowym w okolicach Reykjaviku. Zbudowano go na podwoziu Scanii z napędem 6x6. Wybrano „zwykłą” ciężarówkę ponieważ wóz będzie wyjeżdżał do akcji również poza lotnisko.
Silnik ma pojemność 12 l i moc 420 KM, a maksymalny moment obrotowy, który decyduje między innymi o zdolności do szybkiego rozpędzania auta jest w pełni dostępny już przy 2100 obr/min. Wystarczy, że kierowca wciśnie do oporu pedał gazu: zmianą biegów zajmuje się automatyczna skrzynia Allison. Wrażenia zza kierownicy są wręcz niesamowite. Wszystkie inne samochody plączą się gdzieś tam nisko w okolicach zderzaka. Kołysząca się lekko kabina wprawia w harce błędnik przy każdym przyspieszaniu i hamowaniu. Dobrze, że nie trzeba odrywać rąk od kierownicy!
Za sześcioosobową kabiną jest nadwozie z pompą i zbiornikami na wodę i środek do tworzenia piany. Wóz pozbywa się wody na kilka sposobów: na dachu i przy zderzaku są działka sterowane z kabiny „dżojstikami”. Za żaluzjami po bokach są tak zwane „zwijadła szybkiego natarcia” – strażak chwyta koniec węża, biegnąc rozwija go i gasi ogień właśnie tam, gdzie to konieczne. Poza tym w okolicach kół jest sześć zraszaczy, które chronią samochód przed samozapaleniem na przykład podczas jazdy po tlącej się trawie.
Nadwozie wykonano z kompozytu. Jest nieco lżejsze niż typowe, zrobione z aluminium i stali i aż dwadzieścia razy bardziej wytrzymałe. To ważne, bo „pożarniki” długo pełnią służbę. Zwykle pracują minimum 15 lat. Z tworzywa można też zbudować ładniejszą karoserię, harmonizującą z linią kabiny.
Ale w gruncie rzeczy najlepiej by było, gdyby wozy pożarnicze musiały występować jedynie na paradach...
Autor: Michał Kij