Kamera samochodowa: jak można z niej korzystać?
Rejestrator samochodowy to jeden z najpopularniejszych gadżetów, w jakie obecnie wyposażają się zmotoryzowani. Trzeba jednak wiedzieć, że nie każdy sposób wykorzystania takiego sprzętu jest legalny.
Moda na rejestratory jazdy przywędrowała do nas z Rosji. Tam urządzenia te zyskały ogromną popularność w związku z licznymi próbami wymuszania odszkodowania komunikacyjnego. U nas problem ten jest marginalny, ale trend trafił na podatny grunt. Zmotoryzowani mogą zdecydować się na zakup osobnego urządzenia lub aplikację, dzięki której funkcję rejestratora będzie pełnić smartfon. W pierwszym z tych przypadków propozycja rynku jest szeroka. Za około 100 zł kupimy najprostsze modele, które najczęściej nie posiadają trybu nagrywania w full HD. Wydając około 250 zł możemy już wybrać urządzenie rejestrujące filmy o rozdzielczości 1920x1080 i 30 klatkach na sekundę. Na 400-500 zł wyceniane są modele znanych firm o jeszcze wyższej rozdzielczości, a dodatkowo wyposażone w moduł GPS.
Spory wybór mamy także na rynku aplikacji umożliwiających nagrywanie trasy smartfonem. Niektóre z nich ograniczają się jedynie do tej roli, inne łączą z nią dodatkowe funkcjonalności. Takie oprogramowanie może na przykład przejąć na siebie rolę nawigacji, a nawet do pewnego stopnia zastąpić radio CB, ostrzegając nas przed zagrożeniami na drodze.
Zalety rejestratorów dostrzegły już firmy ubezpieczeniowe. - Z mojego punktu widzenia, jako osoby zarządzającej likwidacją szkód, nagrania z wideorejestratorów to wielki pozytyw. Często rozwiewają wątpliwości, nie dając pola na pojawienie się jakichkolwiek błędów przy ustaleniu odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę - mówi Oktawiusz Ozimski z firmy Link4. - Od pewnego czasu zarówno poszkodowanego, jak i sprawcę pytamy przy rejestracji szkody, czy zdarzenie nagrano kamerą umieszczoną w samochodzie. Wykorzystujemy tego typu materiały przesłane przez klientów przy ustaleniu odpowiedzialności za szkodę - dodaje Ozimski.
Policja również postanowiła wykorzystać fakt rosnącej liczby rejestratorów. W ramach akcji „Stop agresji drogowej” w każdej komendzie wojewódzkiej uruchomiono specjalne skrzynki poczty elektronicznej. Wystarczy na jeden z takich adresów przesłać film, na którym zarejestrowaliśmy łamanie przepisów, by sprawą zajęli się mundurowi. Dzięki nagraniom łatwiej jest walczyć przede wszystkim z tymi użytkownikami dróg, którzy stwarzają zagrożenie dla ruchu, a nie są wyłapywani przez patrole. Tylko w województwie dolnośląskim w ciągu pierwszego roku akcji z ponad 700 zgłoszeń aż w 430 przypadkach ukarano zmotoryzowanych za wykroczenie lub skierowano wnioski do sądu. W Małopolsce zaś dwie trzecie z ponad 850 nadesłanych filmów miało finał w postaci konsekwencji prawnych. Należy jednak pamiętać, że na podstawie takiego zgłoszenia policja nie może karać za przekroczenie prędkości, a w pozostałych przypadkach autor nagrania może być wezwany jako świadek zdarzenia.
Właściciele rejestratorów muszą jednak rozważnie obchodzić się z nagraniami. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, choć nie piętnuje zjawiska udostępniania nagrań, to zwraca uwagę na istotny problem dotyczący wykorzystania zarejestrowanych filmów. Na stronie urzędu czytamy: „(...) musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nawet jeśli robiliśmy je pierwotnie na prywatne potrzeby, a teraz zaczynamy je udostępniać, wpadamy nie tylko w reżim ustawy o ochronie danych osobowych, ale przede wszystkim w reżim Kodeksu cywilnego. Osoba, która uzna, że poprzez taką publikację naruszone zostały jej dobra osobiste, może nas pozwać do sądu”.
Trzeba mieć na uwadze, że skoro w Polsce wciąż nie ma przepisów o monitoringu wizyjnym (prace nad projektem ustawy trwają od kilku lat), to sprawy związane z nagraniami rejestrowanymi poprzez kamery samochodowe rozpatrywane są na podstawie przepisów o ochronie danych osobowych. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja szybko uległa zmianie. Można się o tym przekonać, sprawdzając stan projektu na stronach rządowego centrum legislacji.
Niezależnie od kontrowersji związanych z przestrzeganiem przepisów ustawy o ochronie danych osobowych, jedno nie ulega wątpliwości: jak dotąd w Polsce nie ma regulacji prawnych zakazujących używania kamer samochodowych. To oznacza, że kierowcy mogą bez obaw montować sprzęt i dokumentować przejazdy. W sytuacji, gdy nagranie będzie potrzebne do wyjaśnienia wątpliwości w postępowaniu z policją czy ubezpieczycielem, trzeba jednak mieć na uwadze podstawową zasadę. - Musimy pamiętać, by nie poddawać nagrań obróbce, modyfikacjom ani żadnej innej technicznej ingerencji, gdyż tego typu materiał będzie miał dla sądu nikłą wartość dowodową - tłumaczy adwokat Monika Chajec z Kancelarii Siemianowski Mietlarek & Partnerzy.
W Polsce z czystym sumieniem możemy używać rejestratorów jazdy, a czasami okazuje się to bardzo przydatne. Inaczej sprawa ma się za granicą. Jadąc na zachód, lepiej zdemontować kamerę. W Niemczech czy Austrii kamerkę klasyfikuje się jako niezarejestrowane urządzenie monitoringu, a za używanie takowych przewiduje się wysokie kary. W drugim z wymienionych państw za używanie rejestratora grozi mandat w wysokości 10 tys. euro. W Szwajcarii zapłacimy "tylko" ok. 3,5 tys. zł, a w Luksemburgu za opublikowanie nagrania możemy nawet trafić do więzienia.
Źródło: NaviExpert
tb, moto.wp.pl