Jerzy Mazur: tylko wybitny zawodnik może pomóc szczęściu
W sporcie bardzo ważne jest szczęście, ale też szczęściu trzeba pomóc. A to jest w stanie uczynić tylko wybitny zawodnik - uważa Jerzy Mazur, pierwszy polski kierowca, który w 1988 roku ukończył ekstremalną rywalizację na trasie rajdu z Paryża do Dakaru.
Siedem lat temu afrykańska impreza została odwołana z powodu zagrożenia atakami terrorystycznymi na terenie Mauretanii i w 2009 roku przeniesiona do Ameryki Południowej. Wówczas to piąte miejsce w gronie kierowców samochodów zajął Krzysztof Hołowczyc. Także piąty był dwa lata później, a w styczniu 2014 roku ukończył rywalizację na szóstej pozycji. Teraz olsztynianin stanął na podium. Natomiast w kategorii quadów zwyciężył Rafał Sonik z Krakowa.
- Największą nagrodą dla każdego polskiego sportowca jest z pewnością wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego. Podziwiam upór Sonika, jego konsekwencję i dążenie do tego, aby być najlepszym. W sobotę w Buenos Aires osiągnął swój cel. Cała społeczność motorsportu jest z niego dumna - powiedział PAP Mazur.
Wałbrzyszanin ze szczególnym uznaniem przyjął trzecie miejsce Hołowczyca, który, jak zaznaczył, wystartował w "królewskiej" kategorii.
- Bardzo się cieszę z wyczynu Hołka, z którym przyjaźnię się od kilkunastu lat. Przed startem życzyłem mu szczęścia, ale... szczęściu trzeba pomóc. A to jest w stanie uczynić tylko zawodnik wybitny. Hołowczyc kolejny raz pokazał na trasie Dakaru perfekcję, konsekwencję i koncentrację, by móc szybko podjąć właściwą decyzję. Z woli walki i determinacji znany jest od lat - podkreślił.
Mazur był na bieżąco z jego poczynaniami na trasie wytyczonej na terenie trzech państw: Argentyny, Boliwii i Chile.
- Zwykle wysyłałem do Hołka SMS o pierwszej w nocy, a już o 1.45 otrzymywałem od niego skondensowaną i wyczerpującą relację z kolejnego dnia rajdu. Liczę, że gdy tylko po powrocie do kraju zaspokoi ciekawość mediów, spotkamy się po raz kolejny, bo będzie o czym rozmawiać - wspomniał Mazur, który swoją karierę rozpoczął na przełomie lat 60. i 70. od samochodu marki Wartburg.
Hołowczyc przed laty przekazał dla utworzonego przez niego w Wałbrzychu Muzeum Górnictwa i Sportów Motorowych, swoją spaloną Toyotę z Rajdu Niemiec. Później placówka ta otrzymywała od niego m.in. skafandry, zapiski rajdowe i części samochodów, na których startował. "Wiem, że mogę się spodziewać od Krzysztofa kolejnych eksponatów" - dodał.
Osiemnastą lokatę motocyklisty Jakuba Przygońskiego, Mazur uznał za dobry wynik.
- Kuba jest po kontuzji, a dojście po niej do dobrej formy wymaga czasu. Mam wiele szacunku dla zawodników jednośladów. O ile podjąłbym się rajdowej rywalizacji w samochodzie, ciężarówce czy na quadzie, o tyle nigdy nie zdecydowałbym się na motocykl - zaznaczył.
Mazura cieszy też zwycięstwo kierowcy z Kataru Nassera Al-Attiyaha. - Spotkałem się z nim w ubiegłym roku. Przekazał mi wtedy swój kombinezon z Rajdu Dakar 2011, w którym triumfował. Obiecał, że z kolejnym eksponatem odwiedzi muzeum w tym roku - poinformował.
Wałbrzyszanin przed 27 laty jadąc Starem 266 dotarł do mety w stolicy Senegalu na 15. miejscu, dlatego bliska mu jest rywalizacja kierowców ciężarówek.
- Robin Szustkowski i Jarosław Kazberuk zajęli 19. lokatę. Mogło być lepiej, ale Robin miał grypę, która go znacznie osłabiła. W porównaniu z moim Starem, ważącym z całym wyposażeniem około 11 ton, ich Tatra była trzy tony lżejsza, miała wielokrotnie większą moc silnika. Cóż, to już inne czasy... - powiedział Mazur.
Rozmawiał Andrzej Basiński