Trwa ładowanie...
31-08-2009 13:58

Jeepem przez Jukatan

Jeepem przez Jukatan
d3n5qqu
d3n5qqu

Ometeotl, bóg-stwórca, zasiadający w najwyższym, dwunastym niebie nakazał pewnego dnia swoim czterem synom - czerwonoskóremu Tlatlauhqui, czarnoskóremu Yayauhqui, pierzastemu wężowi Quetzalcoatl i bezcielesnemu (miał tylko kości) Huitzilopochtli stworzenie świata. Pięć razy zabierali się oni do dzieła i za każdym razem wzajemne animozje psuły osiągnięcia. W końcu Quetzalcoatl zszedł do świata podziemi i pokonując liczne niebezpieczeństwa odebrał prochy zmarłych ludzi, by na nowo zasiedlić ziemię. A oni, Aztekowie, wdzięczni bogom za ich opiekę rozpoczęli budowę świątyń-piramid, by składać ofiary ku ich chwale.

Meksyk to nie tylko Aztekowie, ale i Olmekowie, Majowie, Toltekowie, a po 1518, gdy Hernan Cortez wylądował na czele 600 konkwistadorów u brzegów Meksyku i podbił kraj, również Hiszpanie. Nas, obok bogactwa kulturowego regionu, ciągnął jeszcze aspekt przyrodniczy. Otóż cały półwysep Jukatan, po którym zamierzaliśmy się włóczyć, przypomina wielki, dziurawy ser, pełen jaskiń i podziemnych korytarzy - cenotów. Zalane wodą od wieków były podstawowym źródłem wody pitnej i studniami ofiarnymi boga wody i deszczu Chaaka.

Pierwszy dzień po wylądowaniu spędziliśmy na pięknych plażach Playa del Carmen, odpoczywając po długim locie (Warszawa - Amsterdam - Hawana - Cancun). Jednak już wieczorem pojawił się problem samochodu - jaki będzie najlepszy? Rozwiązaliśmy go porównując oferty licznych wypożyczalni. Ze względu na wymaganą niezawodność zdecydowaliśmy się na Jeepa Wranglera. Po półgodzinnych formalnościach mogliśmy ruszyć w drogę. Kasia, jako nawigator zajęła miejsce obok mnie z przodu, a Marek z Kamilą wygodnie rozłożyli się na tylnej kanapie. Nie na długo jednak. Dźwięki, jakie wydawał nasz samochód w czasie jazdy - skrzypienie, trzeszczenie i stukoty, nie nastrajały optymistycznie. A przecież byliśmy jeszcze na asfalcie. Wymiana auta na kolejne zajęła ponad godzinę, bo następny podstawiony egzemplarz nie posiadał ani zapasowego koła ani lewarka czy kluczy. Dopiero trzeci z samochodów nadawał się do jazdy.

Ruszyliśmy szeroką, dwupasmową autostradą na południe, w kierunku na Tulum, aby po 12 kilometrach zjechać z niej na szutrową drogę. Z dwóch stron otoczyła nas zielona, bujna dżungla. Od czasu do czasu z przeciwka mijaliśmy wielkie, stare ciężarówki obładowane wykarczowanymi drzewami. Po godzinie jazdy byliśmy u pierwszego z zaplanowanych na dziś celów - parku dzikich zwierząt. Niestety, tylko w prospektach wyglądał atrakcyjnie. Krótki spacer pośród drzew i wróciliśmy do auta. Tym razem droga była trochę dłuższa, ale cel wart każdego kilometra - Rio Secreto. Wraz z przewodnikiem weszliśmy do odkrytego 3 lata temu ciągu jaskiń. Brodząc po płynącym po dnie strumieniu, czasem wręcz płynąc, by po chwili czołgać się ze stropem uderzającym, co chwilę o kask, przez ponad godzinę przemierzaliśmy długie, podziemne korytarze. W świetle naszych czołówek pojawiały się niesamowite, fantazyjne formacje stalaktytów i stalagmitów. A gdy
zgasiliśmy latarki i w kompletnej ciemności usiedliśmy w płytkim w tamtym miejscu jeziorku, to wręcz czuć było obecność boga Chaaka. Trochę zgłodnieliśmy w trakcie podziemnej wędrówki, więc już zwykłą szosą przejechaliśmy do Tulum. Zwiedzanie położonych na wysokim klifie ruin miasta Majów i kąpiel w oświetlonym zachodzącym słońcem morzu jeszcze wzmogły apetyt. Było już ciemno, gdy zasiedliśmy do obiadu w malutkiej knajpce (4 stoliki) tuż przy ruchliwej ulicy. Cóż, całe Tulum to właściwie jedna długa ulica, na której skupia się życie osady. Ale jedzenie było wyśmienite. Synek właściciela, może 8 letni, z dumna miną podawał nam puchary ze świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Ależ on smakował. No, ale co się dziwić, skoro użyte do wyciskania owoce dojrzewały na drzewach, a nie w ładowniach płynących do Europy statków. A potem podano steki! Ależ to była wyżerka.

Kolejny ranek przywitał nas wpadającymi przez niedomknięte okiennice promieniami słońca. Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy na północny zachód, do Coby. Droga początkowo w bardzo dobrym stanie po kilkudziesięciu kilometrach zmieniła się w mocno dziurawą. Chwilami odnosiłem wrażenie, że tych dziur było więcej, niż resztek asfaltu. Dobrze, że zmieniliśmy auto, bo ten poprzedni gruchot pewnie by się tu doszczętnie rozsypał. W końcu wyjechaliśmy z dżungli i mijając kolejne ubożuchne wioski dotarliśmy na parking przed kompleksem budowli Majów.

d3n5qqu

Coba w okresie swojej świetności (przypadał na lata 600 - 900) zajmowała powierzchnię prawie 50 kilometrów kwadratowych i zamieszkiwało ją około 40 tysięcy ludzi. Dziś porasta ją gęsta dżungla, wśród której wykarczowano alejki. Część budowli (boiska do peloty, świątynie i zwykłe domy) jest odsłonięta, ale gdy zerknie się pomiędzy drzewa wciąż widać potężne, pnące się ku górze i porośnięte roślinnością pradawne konstrukcje. Mocno się pocąc (upał i wilgotność nie dawały za wygraną) wspięliśmy się na liczącą 42 metry piramidę Nohoch Mul. Mimo wysiłku, którego wymagało pokonanie wysokich i płytkich (na niektórych ledwie mieściła się połowa stopy) stopni, a u Kasi i lęku wysokości, warto było.

Z góry rozpościerał się widok na niekończącą się tropikalną dżunglę, z której gdzieniegdzie wystrzeliwały ponad zieleń gałęzi kolejne budowle Majów. W oddali zaś srebrzyło się jezioro, w którym, jak informował kupiony w kraju przewodnik, żyły aligatory. Widok widokiem, ale trzeba było jeszcze zejść na dół. A to było znacznie trudniejsze. Dobrze, że choć środkiem zejścia biegła gruba lina - było się, czego przytrzymać. Zziajani i zmęczeni czterogodzinnym spacerem wśród ruin przepięknego miasta zasiedliśmy do lunchu, rozpoczynając jednocześnie naradę nad kolejnym celem. Do Chicen Iza nie było już sensu w dniu dzisiejszym jechać. Za daleko i za mało czasu na zwiedzanie. Zresztą warto było sobie zrobić dzień przerwy od jazdy i oglądania. Zgodnie z decyzją rady starszych wróciliśmy to Tulum. To miejsce słynie z przepięknych cenotów tak, więc następny dzień upłynął nam na nurkowaniu. Na pierwszy ogień poszedł położony niedaleko od
drogi Grand Cenote. Podjechaliśmy tam pick-upem wraz z lokalnym dive-masterem z centrum nurkowego. Podczas gdy dziewczyny wskoczyły do chłodnej, idealnie przeźroczystej wody, ocienionej nawisem potężnej skały, my z Markiem wzięliśmy się za skręcanie sprzętu.

W pół godziny później, po omówieniu planu nurkowania, ruszyliśmy za naszym przewodnikiem w głąb jaskini. Ależ to było nurkowanie! Jasne ściany podziemnych korytarzy to zwężały się, to rozszerzały w olbrzymie, ciemne sale. Chwilami światło latarki nie było w stanie sięgnąć przeciwległego końca pomieszczenia. Kolumny, stalaktyty, a my szybowaliśmy wśród tego unosząc się w wodzie. Zachwyt zachwytem, ale po 50 minutach w wodzie trzeba było zakończyć nurkowanie. Żal było wychodzić, ale wizja lunchu i ponownego, popołudniowego nurkowania (już w innym cenocie) trochę go osłodziła.

d3n5qqu

Znów jechaliśmy przez dżunglę, kierując się ku najlepiej zachowanemu na Jukatanie miastu Majów - Chicen Iza. Nim jednak dotarliśmy do olbrzymiego kompleksu miejskiego, ze słynną na cały świat piramidą Kukulkana i położoną zaraz obok Świątynią Wojowników, zatrzymaliśmy się w małym, przydrożnym miasteczku. Czas jakby się cofnął o dziesiątki lat. Przy jezdni, na grillu w kłębach dymu piekły się piersi i skrzydełka kurczaków oraz kolby kukurydzy. Czasem zatrzymywała sie obok ciężarówka, a kierowca niepomny blokowania większości drogi spokojnie kupował drugie śniadanie.

Małe dzieci patrzyły na nas zdziwione pojawieniem się białych gringo w tym tak nieturystycznym miejscu. Dziewczyny rozpoczęły z nimi rozmowę i już po chwili zostaliśmy zaproszeni do ubogiej chaty miejscowych rolników. Co prawda bariera językowa mocno utrudniała konwersację, ale z gestów najstarszego z chłopaków (rezolutnego może dwunastolatka) łatwo dało się wywnioskować, że nasz mocno zakurzony Jeep bardzo mu się podoba. Jeszcze ostatnie pożegnania i ruszyliśmy w dalszą drogę. Czasu było mało, a sporo jeszcze do zobaczenia.

d3n5qqu

tekst i zdjęcia: Marcin Trzciński

d3n5qqu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3n5qqu
Więcej tematów