W stodole niedaleko Nowej Soli jeden z rolników codziennie produkuje 300 litrów paliwa do swojego diesla. A politycy sposobu na biopaliwa szukają na próżno od kilku miesięcy... I jeszcze się o rzepak pokłócili, pisze "Gazeta Lubuska".
"Rafineria" mieści się na samochodowej przyczepce. - Przepis jest prosty, tłumaczy producent. - Olej się tłoczy, dodaje się ekstrakt, oddziela glicerynę i... jazda. Jeżdżę na tym oleju ja, moi sąsiedzi i nic się silnikom nie dzieje. A litr kosztuje ok. 50 groszy. Na dodatek, nie ma problemu z tym, co zostaje. To doskonała pasza...
Dla Kazimierza Fedki z Nowej Soli ostatnie dyskusje o biopaliwach to sprawa jego przyszłości. To z myślą o tym oleju obsiał rzepakiem 50 hektarów, jego brat 250. Gospodarz uprawia także żyto biopaliwowe. - Ustawą interesuję się od lat, opowiada. - Wszyscy obiecują, ale przepisów nie ma, a Unia już oferuje dopłaty. Co zrobię, jak przepisy się nie zmienią? Nie będę, tak jak inni, nielegalnie produkował paliwa w stodole. Rzepak wywiozę do czeskiego Chomutova.
Fedko przez 10 lat prowadził firmę w Czechach i twierdzi, że "tam taki bajzel nie byłby możliwy". Gdy czeski minister rolnictwo zaapelował o produkowanie biopaliw, natychmiast stworzono odpowiednie warunki. - Idealnie by było, żeby każdy z rolników mógł olej tłoczyć i odstawiać. Ale w Polsce szykuje się paranoja. Do każdego litra będzie musiał przyjechać celnik, aby skontrolować towar. To sprawi, że produkcja przestanie być opłacalna - mówi Fedko. (PAP)