Na tle zdecydowanej większości krajów Unii Europejskiej Polska ma wiele do nadrobienia w dziedzinie bezpieczeństwa na drogach. Każdy pomysł jest tu więc wart rozważenia. Najnowsza koncepcja to stosowanie jasnego asfaltu przy budowie i remontach utwardzonych nawierzchni.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że budowa autostrad i tras szybkiego ruchu pozytywnie wpływa na bezpieczeństwo. Co jednak w miejscach, do których one nie dochodzą? Okazuje się, że dobrym pomysłem może być stosowanie jaśniejszych niż do tej pory nawierzchni asfaltowych. Jak informuje „Puls Biznesu”, pomysł zaczerpnięto z Europy Zachodniej. We Francji i Niemczech technologia ta stała się już standardem. Na czym polega jej przewaga nad tradycyjnym sposobem budowy dróg?
Główna zaleta jasnego asfaltu objawia się nam w nocy. Światło emitowane przez reflektory samochodowe w większym stopniu odbija się od drogi i lepiej rozprasza. Oznacza to, że kierowca widzi, co dzieje się na poboczu z większej odległości. Lepszy przegląd pola to nie tylko mniejsze prawdopodobieństwo potrącenia pieszego, ale też wcześniejsze zauważenie dzikiego zwierzęcia, chcącego wtargnąć na jezdnię czy nieoświetlonego rowerzysty. Jak się okazuje, kwestia widoczności jest bagatelizowana przez lwią część polskich kierowców.
Badania Instytutu Transportu Samochodowego z wykorzystaniem specjalnego analizatora, przeprowadzone na próbie 150 przypadkowych pojazdów w ruchu drogowym, pokazały, że większość z nich jeździ z nieprawidłowo ustawionymi światłami, a ok. 10 proc. reflektorów nadaje się do niezwłocznej wymiany. Zdaniem specjalistów z ITS tylko kilka procent pojazdów jeździ z dokładnie ustawionymi światłami, a mniej niż połowa z nich jest w stanie zapewnić minimum oświetlenia określone przepisami. Podczas kontroli autokarów wiozących dzieci na wypoczynek spotkano się z przypadkami reflektorów, które charakteryzowały się wartościami na poziomie zaledwie 10-40 proc. wymaganego przepisami minimum. Oznacza to, że bezpieczna prędkość poruszania się z takimi światłami w nocy nie przekracza 40-50 km/h. Przy takiej jakości oświetlenia pojazdu kierowca nie może liczyć na to, że odpowiednio wcześnie dostrzeże np. pieszego, nawet ubranego w elementy odblaskowe.
Jaśniejszy odcień nawierzchni to nie jedyny pomysł na poprawienie bezpieczeństwa na polskich drogach. W 2014 roku przedstawiono plany budowy lub przebudowy już istniejących fragmentów dróg krajowych do standardu 2+1. Zakładano wówczas, że docelowo w kraju ma być około 4 tys. km takich tras. Dziś takiego wymiaru inwestycji dziś nikt nie potwierdza, ale po tym, jak okazało się, że poprzedni rząd nie zabezpieczył środków finansowych na zrealizowanie planu budowy dróg na lata 2014-2023, okazało się, że w przypadku niektórych odcinków, drogi typu 2+1 mogą stanowić jedyne wyjście z trudnej sytuacji. Na czym polega ich fenomen?
To zaczerpnięty od Szwedów pomysł, który w Skandynawii sprawdził się doskonale. Tam od lat buduje się ulice, na których naprzemiennie występują odcinki z dwoma pasami w jedną stronę i pojedynczym w drugą. Długość takich fragmentów to przeważnie od 0,5 do 1,5 km. Dzięki takiemu rozwiązaniu kierowca, który znajdzie się za wolniejszym pojazdem wie, że niebawem będzie mógł bezpiecznie wyprzedzić. Większość kierujących zrezygnuje więc z ryzykownych manewrów. Poza tym wyprzedzanie poza odcinkami, na których do dyspozycji mamy dwa pasy, na takiej drodze jest po prostu niemożliwe ze względu na stalową barierę, która nie pozwala na przekroczenie osi jezdni.
Źródło: „Puls Biznesu”, Instytut Transportu Samochodowego
Tomasz Budzik, moto.wp.pl