Jak tajniacy kupowali auta
Samochody od oszusta, po zaniżonej cenie kupowali funkcjonariusze z tajnej jednostki policji. Kiedy ich kontaktami ze sprzedawcą zajęła się prokuratura, podejrzany szef jednostki szybko przeszedł na emeryturę. Dziennikarze Rzeczpospolitej donoszą, że kłopoty mogą mieć również policjanci z Bydgoszczy i Radomia.
Cała sprawa wyszła na jaw przez chciwość pasera samochodów. Zatrzymany przez prokuraturę Artur E. sprzedawał używane samochody za zaliczką. Jego kłopoty zaczęły się, gdy na policję zgłosiły się oszukane przez niego osoby. Mężczyzna nie dostarczył wartego 155 tys. zł BMW, na które wziął 31 tys. zaliczki oraz wartego 85 tys. zł Mitsubishi, na które przyjął 12 tys. przedpłaty. W Rzeczpospolitej, szefowa Prokuratury Warszawa-Praga-Południe mówi, że Artur E. mógł oszukać w ten sposób nawet 40 osób.
Podczas śledztwa okazało się, że nieuczciwy handlarz samochodów był ściśle powiązany z jedną z najbardziej tajnych jednostek policji - Wydziałem Technik Operacyjnych. Okazało się, że niektórzy funkcjonariusze zatrudnieni w biurze, kupowali od Artura E. samochody do prywatnych celów za znacznie niższe kwoty niż na rynku.
Z tego samego źródła były kupowane samochody operacyjne. Informatorzy Rzeczpospolitej podali, że nieuczciwy sprzedawca samochodów dostarczył Wydziałowi Technik Operacyjnych luksusowe samochody - Audi Q7 oraz BMW X5. W szeregach policji znalazł się również jeden Chrysler pochodzący od podejrzanego. Jedno z aut zostało szybko zdekonspirowane, gdyż zamontowano w nim sygnał dźwiękowy, a do tego jeździli nim umundurowani funkcjonariusze.
Na domiar złego, szef Wydziału Technik Operacyjnych, Mariusz K. używał udostępnionego przez Artura E. mieszkania. Jak ustalili dziennikarze Rzeczpospolitej, kiedy całą sprawą zajął się prokurator, 21 lipca na emeryturę przeszedł szef tajnego wydziału. W połowie września odwołano również jego zastępcę - Jarosława N.
Obecnie w wydziale policji trwa kontrola. Jak ustaliła Rzeczpospolita, nie dotyczy ona jedynie samochodów. Okazało się bowiem, że nie jest jasne, co działo się z innym sprzętem wartym nawet milion zotych.
Źródło: Rzeczpospolita