Jak nie dbać o samochód?
Własny samochód od niepamiętnych czasów był i nadal jest marzeniem wielu Polaków. Dlatego Ci, którzy samochód mają, starają się o niego dbać. Najlepiej jak potrafią. Czasem tak nieumiejętnie, że efekt jest odwrotny od zamierzonego. Oto domowe sposoby pielęgnacji auta, wpływające na szybsze zniszczenie elementów wnętrza i podzespołów mechanicznych. Prosimy: nie róbcie tego w domu!
W czasach PRL-u już samo zdobycie reglamentowanego auta graniczyło z cudem, popartym ogromem pracy i wysiłków związanych z urzędniczą walką. Co za tym idzie, także późniejsze starania o utrzymanie owego samochodu w należytej kondycji były niezwykle istotną kwestią każdego kierowcy.
Brak środków czystości i innych pomocnych specyfików czy akcesoriów zmuszał domorosłych specjalistów do szukania dostępnych zamienników. Zamienników na miarę tamtych czasów, zdolnych zaspokoić bieżące potrzeby. Tak samo było z mechaniczną konserwacją pojazdu. Niestety, niektóre z wypracowanych latami, powszechnie znanych praktyk "konserwatorskich" przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Zamiast pomóc, wręcz niszczą wnętrze, tudzież części ruchome. Sprawdźmy zatem, jak Polacy, pomimo rad fachowców, troszczą się o swoje samochody.
Od lat toczy się nierozwiązany spór pomiędzy zwolennikami tapicerek tekstylnych i amatorami skórzanych pokryć siedzeń i boczków drzwi. Zarówno jedni jak i drudzy wysuwają racjonalne argumenty za swoimi faworytami, jednak bez względu na nasz wybór, co jakiś czas musimy owe wnętrze wyczyścić i zadbać o jego trwałość. Najprościej ta operacja wygląda w samochodzie z materiałową tapicerką, w którym do zachowania należytej estetyki wystarczy regularne odkurzanie i pranie pokryć. W teorii wystarczy comiesięczna wizyta na stacji benzynowej z odkurzaczem oraz - raz na rok lub dwa - w firmie wyspecjalizowanej w auto-estetyce. Wystarczy niespełna godzina, by przedział pasażerski zabrudzonego auta stał się ponownie idealnie czysty i pozbawiony nabytych zapachów.
jednak dla wielu kierowców wydatek 100-150 zł na takową usługę jest stanowczo za duży, wobec czego, ku radości złośliwych sąsiadów "piorą" tapicerkę na własną rękę. Hitem wśród starszych posiadaczy czterech kółek jest płyn do mycia naczyń, rozcieńczony ze słuszną ilością wody, koniecznie ciepłej. Po sumiennym i czasochłonnym wcieraniu przygotowanego roztworu w brudny welur lub inny materiał, przychodzi pora na płukanie wodą. Z pozoru cały skomplikowany proces kończy się sukcesem. Niestety, po wyschnięciu wnętrza widać efekty oszczędności. Liczne odbarwienia, smugi i niedokładnie usunięte zabrudzenia to tylko niektóre ze zniszczeń.
Kwestia utrzymania czystości i dobrej kondycji tapicerki nieco się komplikuje w przypadku skórzanych pokryć, wymagających wzmożonej opieki i zaangażowania od właściciela. Aby na długie lata zachować blask i jednolitą fakturę skóry - bez pęknięć i przetarć - w myśl zaleceń specjalistów powinniśmy systematycznie wcierać weń dedykowane olejki, gwarantujące odpowiednie nawilżenie i elastyczność powłoki. Niektórzy kierowcy mylnie sądzą, że do tego celu idealnie nadają się zwykłe kremy do rąk, kosztujące ułamek ceny właściwych specyfików. Efekt takiego zabiegu od razu przyprawia o zawrót głowy. Fotele owszem lśnią, jednak po bliższym kontakcie okazują się tłuste i śliskie. W ratowaniu sytuacji pomoże tylko kompleksowe pranie wnętrza wykonane przez profesjonalistów.
Zdecydowana większość nowych i większość używanych samochodów ma klimatyzację, o którą trzeba dbać każdego roku. Wydawać by się mogło, że do serwisowania tak skomplikowanego układu, kierowcy zaangażują specjalistów z odpowiednią aparaturą. Dzięki niej możliwe jest dokładne osuszenie całej instalacji i ogólna kontrola jej kondycji. Taka usługa w zależności od warsztatu kosztuje od 100 do 300 złotych, zajmując przy tym około godziny - tyle czasu potrzeba na wytworzenie próżni, usuwającej wilgoć i zabrudzenia w układzie.
Zdarzają się oszczędni kierowcy, wymieniający filtr kabinowy na własną rękę, pomijając wspomniane czynności. Nagromadzenie nieczystości w przewodach, poza zmniejszeniem wydajności pracy systemu w skrajnych przypadkach może doprowadzić do awarii kompresora, co pociąga za sobą spore wydatki.
Obecnie jedynie niewielka część zmotoryzowanych zagląda pod spód własnego samochodu w poszukiwaniu źródła niepokojących odgłosów, tudzież na rutynową kontrolę stanu technicznego. Przecież wszystkim zajmie się mechanik, w teorii, doskonale znający się na rzeczy. Podczas codziennej eksploatacji układ jezdny samochodu może po pewnym czasie użytkowania wydawać różne odgłosy z pukaniem i piskami włącznie. Są to ostrzegawcze sygnały zbliżających się wymian bądź awarii. Niestety, wielu kierowców nie dość, że je bagatelizuje, to na domiar złego podejmuje walkę z owymi dźwiękami za pomocą smaru lub innego środka o podobnym działaniu. Po nasmarowaniu zużytych elementów, odgłosy owszem ustają krótkotrwale, ale to wcale nie oznacza, że sytuacja została opanowana. Wręcz przeciwnie, za sprawą niektórych substancji chemicznych, elementy gumowe starzeją się wielokrotnie szybciej niż powinny.
Bardziej złożone układy, jak chociażby hydrauliczne zawieszenia w Citroenach, również padają ofiarą domowych metod. Wedle uznanych serwisantów, płyn hydrauliczny powinno wymieniać się co dwa lata, by nie stracił swoich właściwości. W pełni przekonani o swojej wiedzy "specjaliści" uzupełniają braki, lub zalewają cały układ zwykłym płynem hydraulicznym, zamiast specjalnym LHM. Skutkiem takiego postępku będzie niepoprawna praca systemu, a następnie awaria kluczowych elementów, odpowiedzialnych za utrzymanie ciśnienia.
Poważne konsekwencje mogą towarzyszyć także ingerencjom w układ chłodzenia, wrażliwy nie tylko na poziom płynu. Nie wiedzieć czemu, niektórzy kierowcy na sezon letni zalewają układ zwykłą wodą. Takie działanie nie ma większego sensu, zwłaszcza dziś, gdy dostępność odpowiednich specyfików jest ogromna. Pierwszym zagrożeniem jest temperatura wrzenia wody (100 st. C), czyli niespełna kilka kresek powyżej optymalnej temperatury pracy silnika tłokowego. Taka bliskość tych dwóch wartości stwarza ogromne ryzyko zagrzania silnika, zwiastującego spore wydatki na remont generalny. Podobną awarię może wywołać osadzanie się kamienia w przewodach chłodniczych. Zmniejszona przepustowość lub uniemożliwiony przepływ chłodziwa spowoduje przegrzanie się układu.
Dostępność środków pielęgnacyjnych w dzisiejszych czasach nie nastręcza żadnych trudności, wystarczy udać się do sklepu lub na pierwszą napotkaną stację benzynową, by znaleźć wszystkie potrzebne akcesoria. Rozwinięta sieć serwisów znacznie ułatwia utrzymanie samochodu w dobrym stanie. Tym bardziej bezzasadne wydaje się korzystanie z domowych sposobów na czyszczenie i naprawy auta, przysparzające tylko niepotrzebnego stresu i wydatków na późniejsze poprawki.
pm/mw/tb, moto.wp.pl