Trwa ładowanie...
02-11-2015 15:12

Jak nie dać się nabić w butelkę, kupując auto używane

Jak nie dać się nabić w butelkę, kupując auto używaneŹródło: Radio PiN 102FM, fot: Leon Stankiewicz/REPORTER
d43qy68
d43qy68

Rynek samochodów używanych w Polsce jest ogromny. Według obliczeń Ministerstwa Gospodarki, rocznie jedynie zza granicy trafia do nas ok. 800 tys. aut. Do tego dochodzą oczywiście transakcje dotyczące samochodów wcześniej kupionych i zarejestrowanych w Polsce. Niemal każda z nich jest jednak obarczona pewnym ryzykiem dla kupującego. Na co zatem zwrócić uwagę, żeby nie żałować wydanych pieniędzy?

Kupując samochód z drugiej ręki, należałoby się przede wszystkim trzymać podstawowych zasad – musi być komplet dokumentów (zwłaszcza tych świadczących o jego serwisowej przeszłości), a sprzedający zgadza się na wykonanie przeglądu stanu technicznego w serwisie wskazanym przez kupującego (oczywiście na jego koszt). I ostatnim elementem jest jazda próbna. Jeśli któryś z tych trzech warunków nie jest możliwy do spełnienia, lepiej podarować sobie zakup wybranego egzemplarza.

Naturalnie mogą się pojawić problemy z pełną dokumentacją aut sprowadzonych zza granicy, które np. zmieniały już właścicieli na naszym rynku. Wówczas wątpliwości co do stanu technicznego powinna rozwiać wizyta u motoryzacyjnego eksperta. W stacji serwisowej potwierdzimy stan i poznamy poważniejsze zdarzenia z przeszłości wybranego pojazdu.

Nadal oszustwem numer 1 w krajowych transakcjach samochodami używanymi jest cofnięcie licznika. Według ekspertów motoryzacyjnych, niemal 50 proc. samochodów oferowanych przez osoby prywatne i tzw. „autohandle” wskazuje przebieg niezgodny z rzeczywistym. Jakie mogą być konsekwencje kupienia samochodu o przebiegu większym, niż wskazywany? Przede wszystkim nieoczekiwane koszty.

Jeśli licznik proponowanego auta wskazuje 98 tys. km, a w rzeczywistości jest za nim eksploatacja na dystansie 200 tys. km, to wszystkie podzespoły są w nim dwukrotnie bardziej zużyte, niż możemy sądzić. Oczywiście standardową procedurą po kupieniu używanego samochodu powinna być wymiana wszystkich płynów eksploatacyjnych i pasków, ale np. sprzęgła już zapobiegawczo nie wymieniamy. To znaczący koszt (np. w konstrukcjach z kołem dwumasowym), którego nie bierzemy pod uwagę, kupując samochód z teoretycznie niewielkim przebiegiem.

d43qy68

Co powinno wzbudzić naszą uwagę w kwestii pokonanych kilometrów? Po pierwsze rocznik. Na rynku niemieckim 5-letnie kombi średniej klasy z silnikiem Diesla ma przebieg w okolicach 170, 200, a często przekraczające 300 tys. km. Jakim zatem cudem znaleziony w krajowym autohandlu taki samochód sprowadzony z Niemiec, ma przebieg 75 tys. km? Okazje się oczywiście trafiają, ale w takim razie nasz rynek „używek” jest zapchany okazjami. Trzeba mieć świadomość, że zwykle taki pojazd 40 tys. km przejeżdża w ciągu jednego roku.

Ocenić też można stopień zużycia wnętrza - elementy tapicerskie niszczą się, ale raczej po niecałych 100 tys. przejechanych km nie robią się dziury w okolicach pedałów i nie przecierają fotele. Również zbyt nowa tapicerka powinna zwrócić uwagę nabywcy. Wymiana tanich elementów sprzedawcy zwyczajnie opłaca się. Stan przedniej szyby (jeśli nie została wymieniona) też może sporo powiedzieć o przebiegu. Jednak to metody mogące jedynie sugerować niezgodność wskazań licznika z rzeczywistością. Wszystko o nim powie podpięcie samochodu do komputera, bo jak twierdzą specjaliści, praktycznie niemożliwe jest cofnięcie elektronicznego licznika, bez pozostawienia jakiegokolwiek śladu w systemie auta. Ale do tego potrzebujemy diagnosty i odpowiedniego sprzętu, który jest w stanie odczytać dane ze wszystkich opomiarowanych podzespołów samochodu (nawet radia). Zawsze warto jest zainwestować nawet 500 zł w skontrolowanie stanu auta w serwisie, przed wyłożeniem kilkudziesięciu tysięcy złotych na jego zakup.

W przypadku coraz większej liczby modeli, przebieg samochodu można także odczytać z kluczyków, bo często po włożeniu do stacyjki zapisuje się w nich aktualny stan licznika. Z tej przyczyny najlepiej wykorzystać do sprawdzenia zapasowy komplet kluczy, bo jest szansa, że na nich pozostał jeszcze ten oryginalny. Pomocą w ustaleniu historii samochodu służy także VIN. Można dzięki niemu odtworzyć dane o przeglądach, naprawach i tym podobnych działaniach serwisowych, a co za tym idzie, również ustalić, ile samochód do tej pory przejechał i jak bardzo różni się ten parametr od wskazania licznika.

Drugim grzechem sprzedawców jest „bezwypadkowość”. Według ekspertów motoryzacyjnych, aż 80 proc. samochodów sprowadzonych do Polski ma za sobą mniejszą lub większą przygodę. Jeżeli sami nie jesteśmy w stanie ocenić czy samochód nie był naprawiany, a deklarowana pomoc szwagra, który „się zna”, także nie daje 100 proc. gwarancji, zabierzmy samochód do mechanika. O przeszłości wypadkowej samochodu będzie świadczyło wiele detali - np. niezgodne ze sobą datowanie szyb, ślady lakieru w komorze silnika lub w bagażniku, nierównomierna grubość powłoki lakierniczej, nierówne spoiny, spawy, łączenia blach. Ale bierzmy pod uwagę, że „handlarze” dysponują coraz lepszym sprzętem, zapleczem i możliwościami. Są już w stanie tak naprawić/złożyć samochód (łącznie ze stosownym postarzeniem wymienionych części), że potrzeba będzie prawdziwego specjalisty do odkrycia faktycznego stanu pojazdu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o auta z wyższej półki. Nieuczciwym sprzedawcom opłaca się zainwestować kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy
zł., żeby później sprzedać „odrestaurowany” złom np. za kilkaset tysięcy zł.

d43qy68
(fot. REPORTER)
Źródło: (fot. REPORTER)

Chociaż handel samochodami używanymi kwitnie głównie w internecie, to nadal funkcjonują u nas giełdy i autokomisy. Mają tę przewagę nad światem wirtualnym, że swój upatrzony pojazd można dotknąć w rzeczywistości. A kiedy porzucić wszelkie nadzieje o jego kupieniu już w tym miejscu?

Kiedy sprzedawca utrudnia dostęp do dokumentów świadczących o historii samochodu. A mając je w ręku warto sprawdzić np. ceny na poszczególnych umowach kupna-sprzedaży. Jeśli są duże różnice, to coś jest na rzeczy. Podarować sobie trzeba zakup, jeśli są kłopoty z oględzinami pojazdu, handlarz nie zgadza się na jazdę próbną, do kontroli stanu proponuje własny lub zaprzyjaźniony serwis, bo to „przecież tuż za rogiem, nie ma co daleko jeździć”.

d43qy68

Nie wolno podpisywać żadnych dokumentów ani wpłacać zaliczek, zanim nie jest się w 100 proc. pewnym co do wyboru, stanu (także prawnego) i jakości kupowanego samochodu. Nie należy się też zgadzać na wpisywanie niższej niż rzeczywista, ceny na dokumentach sprzedaży. W razie reklamacji, przy sprzyjających warunkach, odzyska się tylko zapisaną kwotę. Trzeba być także pewnym co do stanu prawnego komisu sprzedającego nam samochód. W końcu to on będzie potencjalnym adresatem reklamacji nabywcy. Jeśli pośrednik nie ma stosownych uprawnień, kupujący m.in. nie zarejestruje swojego samochodu.

I w żadnym wypadku nie wolno ulegać presji ze strony sprzedawcy. Być może już jedzie tabun zdecydowanych klientów, wyszarpujących sobie tego wymarzonego Passata TDI i właśnie mamy ostatnią szansę, żeby go kupić przed nimi, ale nie. To jedna z najstarszych, bazarowych sztuczek i w zasadzie można być pewnym, że za dzień i za pięć ten Passat będzie na klienta czekał nadal. No chyba, że ktoś inny dał się przekonać o niesłychanej „wartości tego pięknego auta, po którym Niemiec płakał, jak sprzedawał”.

d43qy68
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d43qy68
Więcej tematów