Hyundai Grand Santa Fe 2,2 CRDi: SUV prawie premium
Jeszcze nigdy w historii się nie zdarzyło, aby Koreańczycy byli tak blisko klasy premium. Poza ceną, która już spełnia to kryterium, Grand Santa Fe oferuje jeszcze nietypowy układ siedzeń 2+2+2 lub typowy 2+3+2.
Ma blisko 5 metrów długości i agresywną stylizację, skutecznie wybijającą się ponad konserwatywne Audi Q5 lub Toyotę RAV4. Przestronnością kabiny przewyższa standardy premium i bliżej mu do bardziej terenowego Mitsubishi Pajero. Z uwagi na wspomnianą wcześniej cenę i znikomy marketing na polskim rynku, pozostaje jednak autem niszowym i egzotycznym na krajowym podwórku.
W porównaniu z krótszym i mniej przestronnym Santa Fe, wygląd przodu pozostał niezmieniony, ale przez zwiększony rozstaw osi i tym samym dłuższą karoserię, nieco inaczej uformowano tylną część. To właśnie w niej należy upatrywać koreańskich akcentów sztuki przemysłowej. Reszta pozostaje pełna dynamicznych przetłoczeń i ostrych krawędzi. Już w standardzie auto postawiono na 19-calowych obręczach ze stopów lekkich, co istotnie wpływa na finalną prezencję. Srebrne klamki, zintegrowane relingi utrzymane w tym samym kolorze, LED-owe oświetlenie do jazdy dziennej, czy dwa niezależne i trapezoidalne zwieńczenia układu wydechowego z dekoracyjną płytą ochronną pomiędzy zgrabnie uzupełniają całość.
Dostępu do wnętrza strzeże bezkluczykowy system, który po wykryciu urządzenia w pobliżu, rozkłada lusterka i podświetla przestrzeń wokół przednich drzwi. Brązowe, kontrastowe skórzane poszycia ożywiają przedział pasażerski i wyraźnie odcinają się od ciemnej tonacji plastików użytych do wykończenia deski rozdzielczej. Nieliczne srebrne wstawki nie poprawiają wrażenia słabości jakościowej względem Audi Q5 i BMW X3, w których właśnie Koreańczycy upatrują najgroźniejszych rywali. W tej kwestii inżynierowie muszą odrobić pracę domową i poszukać wzorców u liderów segmentu.
Nie możemy za to narzekać na brak elektronicznych gadżetów. Hyundai został naszpikowany elektroniką i urządzeniami skutecznie podnoszącymi komfort codziennej eksploatacji. Na szczycie listy akcesoriów znalazł się multimedialny system z ciekłokrystalicznym ekranem dotykowym. Zawiaduje on trójstrefową klimatyzacją automatyczną, niezłym audio i dość precyzyjną w prowadzeniu nawigacją. Z uwagi na słuszne gabaryty, SUV-a zaopatrzono w system kamer i czujników ułatwiających poruszanie się po zatłoczonych parkingach. Widok z lotu ptaka, przed i za autem, a także boczny pomaga w zajęciu wolnego miejsca parkingowego. W razie potrzeby, pozostaje jeszcze asystent parkowania wykonujący ten manewr na razie tylko równolegle.
Do standardowego wyposażenia należą też wentylowane i podgrzewane fotele, panoramiczne, dwuczęściowe okno dachowe i elektrycznie unoszona klapa bagażnika. Jego pojemność w konfiguracji pięcioosobowej wynosi przyzwoite 634 litry. Złożenie oparć skutkuje powiększeniem przestrzeni do imponujących 1842 litrów.
Pod maską Grand Santa Fe występuje tylko jedna, ale optymalna jednostka napędowa. 2,2-litrowy, czterocylindrowy silnik generuje 197 koni mechanicznych i 436 Nm momentu obrotowego. 1916-kilogramowy pojazd całkiem sprawnie nabiera prędkości, przyspieszając do setki w 10,3 sekundy i rozpędzając się maksymalnie do 200 km/h. Wysokoprężny motor współpracuje jedynie z 6-stopniowym automatem, leniwie, ale płynnie zmieniającym poszczególne przełożenia. Największe kłopoty ma z redukcją i z wyprzedzaniem przy szybkościach przekraczających 120 km/h. Nie będziemy też zachwyceni pracą układu kierowniczego, zdecydowanie zbyt mocno wspomaganego. Nie poprawia sytuacji funkcja FlexSteer. W teorii pozwala dopasować siłę wspomagania do indywidualnych preferencji, jednak różnice między trybem Comfort a Sport są znikome.
Dobrze za to należy ocenić tłumienie nierówności. Hyundai osadzony na 19 lub 20-calowych obręczach dzielnie znosi walkę z poprzecznymi przeszkodami i płytkimi ubytkami w asfalcie. Dopiero głębsze wyrwy są w stanie wprowadzić ledwie wyczuwalną destabilizację. Podczas jazdy po autostradzie docenimy przyzwoite wyciszenie wnętrza, a w mieście prześwit wynoszący 18,5 centymetra. Sforsuje bez strat większość krawężników, a w połączeniu ze standardowym napędem na obie osie wydostać się z zasp śnieżnych. W cięższy teren nie warto się zapuszczać, bo prezentowany model została stworzony o bezpiecznym pokonywaniu utwardzonych szlaków.
Niestety, czynnikiem spychającym Grand Santa Fe do cienia jest bez dwóch zdań wysoka cena. 221 900 złotych za specyfikację Executive to dla większości zbyt wysoka kwota, mając na uwadze konkurencję w postaci BMW X3 i Audi Q5. Hyundai jest za to znacznie większy (oferuje 6 lub 7 miejsc), bogato zaopatrzony w standardzie i zwyczajnie ładny. Zadowala się też rozsądnymi ilościami paliwa. W średnim rozrachunku zużywa 9 do 10 litrów na każde 100 kilometrów. Do pełnowartościowej grupy premium jeszcze trochę mu brakuje, ale Koreańczycy udowodnili tym samym, że za kilka lat mogą liczyć się także i w tym segmencie.
Piotr Mokwiński/ll/moto.wp.pl