Trwa ładowanie...
d416xg2
26-05-2007 10:05

Hulajnogą z portu...

d416xg2
d416xg2

To ponoć jedno jedyne takie miejsce na świecie. Wszędzie wąsko, momentami bardzo ciasno, ale jakże bogato i prestiżowo. Księstwo Monako po raz kolejny gości wielkie przedsiębiorstwo Bernie Eccelstone’a czyli cyrk Formuły 1. - czytamy w "Gazecie Wrocławskiej".

Grand Prix Monako to najbardziej prestiżowy wyścig w całym kalendarzu F–1, a wszystko zaczęło się dość dawno, bo w 1929 roku, kiedy odbyła się pierwsza Grand Prix. Wygrał wówczas William Grover-Williams startując samochodem, o którym marzył wówczas każdy czyli Bugatti.

Królem polowania w Monako był jednak Ayrton Senna. Brazylijczyk właśnie na ulicznym torze w Monaco miał swój debiut w F–1 i już wówczas pokazał światu przebłyski wyścigowego geniuszu. Potem aż sześciokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium w Monaco, z czego aż pięć razy z rzędu w latach 1989–1993. Jeszcze dzisiaj, gdy spacerujesz wąskimi ulicami Monte Carlo, w wielu miejscach są porozwieszane plakaty i zdjęcia z podobizną legendarnego kierowcy.

Wyścigi w Monaco od zawsze wzbudzały wielkie emocje. Niejednokrotnie było tu zabawnie, na szczęście nie tragicznie. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych byli kierowcy, którzy po wyjeździe z tunelu na nadbrzeżu portowym kończyli jazdę... niezaplanowaną kąpielą. Teraz też może być niebezpiecznie, bo – jak mówi Mika Hakkinen – kierowców oślepia ostre słońce tuż po wyjeździe z tunelu.

d416xg2

Cierpienia hamulców

Monako to jedyny wyścig w cyklu Grand Prix, którego dystans nie przekracza 300 kilometrów. Podczas zmagań na szczególne cierpienia narażone są hamulce w bolidach, których praktycznie w żadnym momencie nie można schłodzić. Swoje cierpi również skrzynia biegów, która podlega na wąskim torze niesamowitym obciążeniom, gdyż kierowcy zmieniają przełożenia nawet około 3900 razy. Ostatnio ulice Monte Carlo były „modyfikowane”, ale i tak na wielu odcinkach jest wyboiście, a jak jeszcze do tego spadnie deszcz, to kierowcy mają wielkie utrapienie, kibice zaś niezłą zabawę. Jazda po wąskich ulicach wymaga od ścigantów maksymalnej precyzji. W trakcie treningów przekonali się o tym Anthony Davidson, Ralf Schumacher, Giancarlo Fisichella czy wreszcie lider mistrzostw, Brytyjczyk Lewis Hamilton. Wszyscy mieli nieplanowane i mało przyjemne spotkania z bandą. Tu nawet najmniejszy błąd kosztuje bardzo drogo.

Oblepione balkony

A o tym, że w Monako jest drogo i prestiżowo przekonywać nie trzeba. Widok Ferrari w kolorze czerwonym nie dziwi nikogo, podobnie jak tego samego modelu w kolorze czarnym, robionym specjalnie na indywidualne zamówienia. W porcie widok potężnych jachtów może „przytkać” największych twardzieli. Kierowca Ferrari, Kimi Raikkonen, przycumował tu swoją łajbą, tak na oko wartą około 2 milionów dolarów. Z przystani do paddocku pojechał hulajnogą… Zresztą w paddocku, gdzie stacjonują potężne ciężarówki ze sprzętem, gęsto jak w ulu. To wygląda jak wielki logistyczny cud, że wszystko dało się zmieścić w jednym miejscu.

Grand Prix Monako to wyścig inny od wszystkich pozostałych również dlatego, że można oglądać go nie kupując biletu, których ceny wahają się w Monako od 190 do 250 euro. Oczywiście, na niedzielną Grand Prix wejściówek dawno już nie ma. Zostały tylko na sobotnie kwalifikacje. Jednak bez biletu można zobaczyć cały wyścig, ponieważ wystarczy wejść na pokład jednego z przycumowanych w porcie jachtów lub znaleźć się na jednym z balkonów pobliskich domów. Są też tacy wśród mieszkańców Monte Carlo, którzy za drobną opłatą zgodzą się byś oglądał Grand Prix z okna jego domu.

_ Słowo Polskie Gazeta Wrocławska/Wojciech Słoń z Monako _

d416xg2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d416xg2
Więcej tematów