Hołowczyc: było tam dużo "piiii"
Krzysztof Hołowczyc zakończył swój tegoroczny start w Rajdzie Dakar na 9. etapie, po tym, jak w jego Nissanie Navarze urwał się tylni wał. Do tego czasu szło mu świetnie - w klasyfikacji generalnej zajmował 5. miejsce, był najlepszy wśród aut z napędem benzynowym. Kiedy dotarło do niego, że musi się wycofać, wściekł się nie na żarty.
- Pamięta pan pierwsze słowa po tym, jak dotarło do Was, że musicie wycofać się z Rajdu Dakar? - zapytał Hołowczyca dziennikarz "Polski The Times". - Było tam chyba dużo "piiii" - zdradza popularny polski kierowca.
Co najbardziej zabolało "Hołka"? - Chyba to, że tak naprawdę mogliśmy dalej jechać. Po długim oczekiwaniu w końcu dotarł do nas samochód techniczny T4 i naprawił auto. Jednak restrykcyjny przepisy nas zatrzymały. T4 miał bowiem wcześniej awarię i spóźnił się na start - powiedział "Polsce The Times".
Zgodnie z przepisami T4 nie mógł jechać z Hołowczycem i jego pilotem Jean-Markiem Fortinem podczas tego pechowego dnia. - Gdybyśmy po ich naprawie wrócili do walki, bylibyśmy oszustami - twierdzi "Hołek".
WP.PL/Polska The Times