Heidfeld obawiał się Kubicy?
Michael Schumacher wygrał, ale po zaciętej walce z Fernando Alonso. Było to pierwsze zwycięstwo Niemca od kompromitującej, zeszłorocznej GP USA, do której przystąpiło tylko sześciu zawodników. Zespół Ferrari zawsze bardzo prestiżowo traktuje Grand Prix San Marino, robiąc wszystko, by dobrze wypaść przed swoimi fanami. Już w sobotę miał powody do radości, gdy "Schumi" dosyć pewnie wywalczył swoje 66. pole position w karierze.
Tym samym poprawił ostatni wielki rekord Formuły 1, wyprzedzając legendarnego Ayrtona Sennę. Niezrównany w czasówkach Brazylijczyk na ustanowienie swojego rekordu potrzebował jednak znacznie mniejszej liczby wyścigów, a ostatnie 65. pole position zdobył właśnie na torze Imola, dzień przed śmiertelnym wypadkiem (1994).
Lider klasyfikacji Fernando Alonso wywalczył dopiero piąte pole startowe. Kierowcy zespołu BMW Sauber radzili sobie słabo i żaden z nich nie zakwalifikował się do finałowej dziesiątki. Ostatecznie Jacques Villeneuve uzyskał 12., a Nick Heidfeld dopiero 17. pole. Niemiec zakończył sobotę wypadnięciem z toru i roztrzaskaniem swojego bolidu o bandę.
Przez cały weekend Heidfeldowi mocno dokuczał żołądek, co mogło oznaczać dla Roberta Kubicy niespodziewanie prędki debiut w wyścigu. Ostatecznie jednak Nick wziął się w garść i przystąpił do Grand Prix. Z jego punktu widzenia lepiej nie ułatwiać debiutu w Formule 1 tak szybkiemu kierowcy, jak Polak. Liczni obserwatorzy z zewnątrz mogą mieć jeszcze problemy z ustaleniem potencjału krakowianina, ale koledzy z ekipy BMW doskonale już wiedzą z kim mają do czynienia.