Hamilton wkracza na terytorium Tigera Woodsa
W najbliższy weekend lider klasyfikacji mistrzostw świata Formuły 1 Lewis Hamilton wkracza na terytorium słynnego golfisty Tigera Woodsa. U.S. Open w golfie i Grand Prix USA będą uważnie obserwowane przez fanów golfa i Formuły 1.
Hamilton, który w minioną niedzielę został pierwszym w historii F 1 czarnoskórym zwycięzcą wyścigu Grnad Prix F 1, próbował - bez rezultatu - unikać porównań z Tigerem Woodsem, twierdząc, że ich sytuacja jest tylko trochę podobna.
"Nie jestem Tigerem. Muszę to sobie udowodnić, zanim ludzie zaczną nas porównywać" - powiedział Hamilton po zwycięstwie w Montrealu. Umiejętności 22-letniego Hamiltona zostaną poddane trudnej próbie na sławnym, owalnym torze Brickyard, gdzie będzie się starał po raz siódmy stanąć na podium w siódmym wyścigu sezonu.
Właściciel Indianapolis Motor Speedway Tony George, negocjujący z szefem F1 Bernie Ecclestone przyszłość toru w cyklu GP, jest jednym z tych, którzy uważają, że start Hamiltona podniesie atrakcyjność zawodów. Jednak w pamięci amerykańskich zwolenników sportów samochodowych tkwi obraz z 2005 r., największego fiaska w historii Formuły 1. Wtedy to wściekli fani rzucali gruzem na tor, widząc na starcie sześć bolidów F 1, podczas gdy 14 innych, z oponami firmy Michelin na obręczach, wycofało się z rywalizacji ze względów bezpieczeństwa.
Gdy promotorzy z całego świata pukają do drzwi gabinetu Ecclestone'a błagając go o organizację wyścigów F 1, Amerykanie pozostają obojętni wobec spektaklu F 1, preferując oglądanie swej "lokalnej" atrakcji - wyścigów samochodowych formuły NASCAR. Od czasów Mario Andrettiego, który jako ostatni z Amerykanów wygrał mistrzostwa świata F 1m - w 1978 r. - w USA spadło zainteresowanie Formułą 1 i jej kierowcami.
Być może Hamilton będzie wkrótce jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców świata. Na razie, przed GP USA, mógł spacerować niezauważony ulicami Nowego Jorku i Waszyngtonu. Tylko nieliczni turyści z Europy rozpoznawali w nim sławnego kierowcę. "Poznało mnie pewne hiszpańskie małżeństwo i kilku angielskich turystów, ale żaden Amerykanin" - przyznał Hamilton w rozmowie z dziennikarzami. A podobieństwo między nim i także czarnoskórym Tigerem Woodsem jest uderzające. Tak jak Woods Hamilton jest elokwentny i wypowiada się w sposób przemyślany. Obaj odnieśli sukces, ale zachowują spokój "w blasku reflektorów".
W Ameryce, bardziej niż w innym kraju, śledzi się uważnie awans czarnoskórego sportowca w społeczeństwie. Tak dzieje się od czasu Jackie Robinsona, który w 1947 r. przełamywał uprzedzenia rasowe w Major League Baseball, do Tony'ego Dungy'ego, który stał się pierwszym czarnoskórym trenerem, cieszącym się zdobyciem, w styczniu 2007 r., Super Bowl w futbolu amerykańskim.
Wyścigi samochodowe pozostają jednym z ostatnich sportów w USA, w którym Afro-Amerykanie maja przed sobą taki przełom. W styczniowych wyścigach Indy 500 wystartowały trzy kobiety, wśród 33 kierowców, ale nie było żadnego czarnoskórego.
Hamilton, którego team McLaren uważa za przyszłego mistrza świata, może stać się idolem Afro-Amerykanów w tak elitarnym sporcie jak Formuła 1.