Lewis Hamilton. Arogancja, zajeżdżanie drogi, wypychanie konkurentów przed zakrętem to znaki firmowe nowego mistrza świata.
Bezkompromisowy styl jazdy to pożądana cecha u kierowcy wyścigowego, ale wszystko powinno mieć swoje granice, wyznaczane przez zdrowy rozsądek. Brytyjczyk czasami zachowuje się tak, jakby był sam na torze, i nikogo nie przeprasza, wprost przeciwnie, wypowiada się butnie. Taka postawa nie zjednuje mu przyjaciół.
Hamilton na pewno jest gwiazdą w Wielkiej Brytanii, ale na innych torach kibice na niego gwiżdżą: w Hiszpanii, Niemczech, Włoszech i na Węgrzech, oczywiście także w Brazylii.
Jednak Formuła 1 to nie jest konkurs popularności. Tu nie wystawia się ocen za styl, liczą się punkty i Hamilton jest najlepszy. Losy mistrzowskiego tytułu rozstrzygnęły się na ostatnich 850 metrach i fortuna uśmiechnęła się do Hamiltona. Zdobył łącznie 98 punktów – najmniej na koncie mistrza świata od sezonu 2004.
Biorąc pod uwagę fenomenalne przygotowanie samochodu McLaren, powinno być tych punktów dużo więcej. Przez 18 wyścigów „Srebrna Strzała” z numerem 22 na dziobie ani razu nie zawiodła kierowcy. Wszystkie punkty stracone przez Brytyjczyka to wyłącznie jego „zasługa” – czy to po własnych błędach, czy też w wyniku kar za przeróżne przewinienia.
Długa podróż do mistrzostwa świata, rozpoczęta w wieku sześciu lat od wyścigów zdalnie sterowanych samochodzików (Hamilton zdobył wicemistrzostwo Wielkiej Brytanii w 1992 roku), zakończyła się 850 metrów przed metą ostatniego wyścigu sezonu 2008 wyprzedzeniem Timo Glocka – kierowcy, który dwa miesiące wcześniej został przez Hamiltona bezpardonowo zepchnięty na pobocze toru Monza. Tak się dziś zdobywa mistrzostwo świata.