Hamilton może nie mieć kolejnej szansy
Brazylia tym razem zafundowała kibicom F1 prawdziwy dreszczowiec. Zgodny z najważniejszymi regułami gatunku: na początek zadrżała ziemia, potem napięcie rosło. Ziemia drżała przede wszystkim pod Hamiltonem...
Kimi Raikkonen skończył ten sezon tak jak zaczął, przejechał go od zwycięstwa do zwycięstwa. Wygrywał najczęściej, bo aż w sześciu wyścigach, przy czterech Hamiltona i Alonso.
Jeszcze za metą kazano Raikkonenowi czekać, bo FIA podobno dopatrzyła się jakichś nieprawidłowości w bolidach Kubicy, Heidfelda, Rosberga i Kazukiego Nakajimy. Gdyby ich wykluczono, Hamilton przesunąłby się w górę klasyfikacji GP Brazylii i został mistrzem świata. Tak się jednak nie stało.
Kierowcy McLarena pożegnali się z marzeniami o szampanie w ostatnim wyścigu sezonu. Po dziwnych decyzjach sędziów, po aferze szpiegowskiej, w której ukarano tylko zespół, a Hamiltona i Alonso już nie, można powiedzieć, że tytuł trafił we właściwe ręce. Czego nie zabrała McLarenowi FIA, zabrał los i zimnokrwisty Fin z Ferrari.
Typowe błędy debiutanta popełnione w decydujących wyścigach sezonu sprawiły, że Hamilton zamiast zostać najmłodszym w historii mistrzem, musi zadowolić się drugą pozycją. Na statystykach nie zrobi to wrażenia – dokładnie 10 lat temu wicemistrzem świata w swoim pierwszym sezonie został Jacques Villeneuve.
Anglik wypuścił z rąk niepowtarzalną szansę. Układ sił w wyścigach zmienia się tak szybko, że kolejna okazja do zdobycia tytułu może się już nie powtórzyć. Zwłaszcza, jeśli z McLarena odejdzie Fernando Alonso i zabraknie jego doświadczenia przy projektowaniu i testowaniu przyszłorocznego modelu.
_ Więcej w "Rzeczpospolitej" _