Nowa gwiazda Formuły 1 to z pewnością kierowca dysponujący nieprzeciętnym talentem. W pierwszym sezonie startów w królewskiej kategorii wyścigowej bez kompleksów walczy z bardziej utytułowanymi rywalami i na cztery wyścigi przed końcem zmagań prowadzi w klasyfikacji.
Trzy zwycięstwa (w tym dwa na torach, na których jechał po raz pierwszy w życiu) mówią same za siebie. Szybkość, opanowanie i umiejętność zyskiwania pozycji na torze w pozornie beznadziejnej sytuacji to jego najważniejsze atuty, z których słynął już podczas startów w niższych kategoriach wyścigowych. Jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że błyskawiczny skok na szczyty Formuły 1 zmienił młodego Anglika.
W czasach startów w Formule 3 czy GP2 Hamilton był jednym z najskromniejszych kierowców i zawsze trzeźwo oceniał siebie, swoje osiągnięcia i szanse na tle rywali. Kokon bezpieczeństwa roztoczony wokół niego przez ekipę McLarena, prowadzoną przez opiekującego się od lat jego karierą Rona Dennisa, wywarł jednak wpływ na zachowanie kierowcy. Weźmy choćby kwalifikacje przed Grand Prix Węgier, kiedy to Hamilton zignorował polecenia taktyczne zespołu - co zresztą uszło mu na sucho.
Kolejny przykład dość dziwnego zachowania Lewisa mieliśmy teraz, na Monzy. Najpierw stwierdził, że Felipe Massa, potrącając go w pierwszej szykanie, uniemożliwił mu wyprzedzenie Fernando Alonso, a tymczasem Hamilton powinien być wdzięczny swojej szczęśliwej gwieździe za to, że jego kolejny agresywny manewr tuż po starcie nie zakończył się poważniejszą kolizją i odpadnięciem z rywalizacji.
_ rel="nofollow">Więcej w Rzeczpospolitej _Więcej w Rzeczpospolitej