Gdybym był bogaty - Lexus, czy Mercedes
Wszystko zaczęło się kilkanaście miesięcy temu, gdy otrzymałem do jazd testowych Mercedesa klasy S kosztującego ok. 550 tys. zł. Samochód z noktowizorem, telewizją satelitarną i urządzeniem pozwalającym na jazdę w mieście bez dotykania pedałów gazu i hamulca wydawał się ideałem dla szukających komfortu. Jednak niektórzy z kolegów sugerowali, że piętro wyżej od niego jest Lexus. Chcąc to zweryfikować postanowiłem przetestować Lexusa LS 600h.
Obydwa samochody to limuzyny, stąd ich rozstaw osi, wymiary karoserii i kształt są bardzo podobne. Mimo iż obydwa pojazdy spełniają wymogi stawiane prestiżowym limuzynom tzn. duże gabaryty, potężny grill z przodu i charakterystyczna klasyczna linia, to w tej kategorii zwycięzcę upatrywałbym w samochodzie japońskim.
Mimo znacznie mniejszego bagażnika (Mercedes - 560 l, a Lewus, ograniczony akumulatorami, tylko 390 l) LS 600h ma bardziej dystyngowaną linię nadwozia, a banalnie proste zarysy lamp tylnych i przednich wskazują, że stylistom nie zależało aby samochód wyróżniał się na ulicy. Mercedes, który jeszcze kilkanaście lat temu słynął z prostych kształtów, ma zaś efektowne, stylistyczne przetłoczenia i kształt reflektorów, która nadają mu dużą lekkość i dynamikę.
Pojęcie elegancji i prestiżu jest cechą względną, ale gdybym jako prezes miał udać się na tylną kanapę, to wybrałbym Lexusa. Jeśli jednak sam miałbym prowadzić auto, to raczej skierowałbym się do Mercedesa. Uważam jednak, że większy prestiż emanuje z Lexusa i to on wygrywa rundę pierwszą.
Zarówno jeden jak i drugi pojazd to kwintesencja luksusu. Jasna skórzana tapicerka, elektrycznie sterowane fotele z przodu i z tylu, czy drewniane aplikacje nie dają wątpliwości co do klasy pojazdów. Jednakże w tym przypadku palmę pierwszeństwa przyznałbym Mercedesowi. Jego wystrój wnętrza jest bardziej dopracowany stylistycznie i nie ma tam żadnych elementów zakłócających harmonię linii. Dotyczy to zarówno wykonanej w falistej formie deski rozdzielczej, podłokietnika między fotelami z zabudowaną klawiaturą telefonu i pokrętłem sterownika COMMAND, czy nawet sterowania nastaw foteli na poszyciu drzwi.
Na tym tle Lexus wypada jak ubogi krewny. Nie dość, że deska rozdzielcza ma prosty, kanciasty kształt, to wszystkie przyciski i nastawy są wykonane jakby były tanimi dodatkami do dowolnego samochodu, a nie zaprojektowanymi urządzeniami do kosztującego ponad pół miliona Lexusa.
Dodatkowo przedni ekran na którym wyświetlana jest trasa nawigacji, czy układ napędowy są analogicznym układem jak w kosztującej pięć razy taniej Toyocie Prius. Jedyne co wzbudza szacunek to otwierany z miejsca kierowcy monitor dla pasażerów tylnej kanapy. Takiej opcji w Mercedesie nie zaprojektowano, a DVD pasażerowie jadący z tylu mogą jedynie oglądać na monitorach zamontowanych w zagłówkach (koszt opcji to 16 tys. zł). Sumarycznie jednak drugą rundę wygrywa Mercedes.
Wprawdzie moje pierwsze spotkanie z Mercedesem klasy S dotyczyło modelu S 500 wyposażonego w silnik V8 generujący moc 388 KM, ale obecnie wczuwając się w rolę bogacza wziąłem pod uwagę model 350 CDI napędzany silnikiem o mocy 235 KM. Zważywszy na fakt iż rozwija on prędkość 250 km/h i przyspiesza w czasie 7,8 sekundy, wydał się wersją zupełnie wystarczającą dla „statecznego prezesa”.
Dodatkowo wysoki moment obrotowy (aż 540 Nm) w zakresie od 1600 do 2400 obr/min, gwarantuje, że wyposażony standardowo w siedmiobiegowy automat pojazd będzie płynnie i szybko reagował na naciśnięcie pedału gazu. Niebagatelną rolę odgrywa też fakt, że średnie spalanie mimo napędu na cztery koła 4Matic i wagi 1900 kg, to zaledwie 7,8 l/100 km.
Lexus ma silnik benzynowy V8, ale dodatkowo w pojeździe zamontowano silnik elektryczny przez co uzyskano dwie rzeczy: zwiększenie mocy do 445 KM i uzyskanie wysokiego momentu obrotowego wynoszącego 300 Nm w fazie początkowej (charakterystyka momentu w silniku elektrycznym).
O wyborze napędu i ewentualnym rozdziale sił decyduje elektroniczna centrala sterująca. Możemy więc jechać tylko z wykorzystaniem silnika elektrycznego, z wykorzystaniem silnika elektrycznego i spalinowego, poruszać się wykorzystując silnik spalinowy, który jednocześnie napędza koła i doładowuje baterię, oraz jedynie ładując baterię (hamowanie). O aktualnym wykorzystaniu energii informuje nas tylko wyświetlacz i zmieniające się strzałki przepływu energii, gdyż w kabinie panuje całkowita cisza, a brak szarpnięć podczas przełączania uniemożliwia stwierdzenie kiedy następuje zmiana zasilania.
Efekty tego układu są zaskakujące. Ważący prawie 2300 kg pojazd przyspiesza od 0 do 100 km/h w czasie 6,3 sekundy. Także dynamika jest lepsza niż w Mercedesie S350. Za te osiągi zapłacimy zaledwie tyle co w samochodzie kompaktowym. Średnie spalanie wynosi bowiem poniżej 9,5 l/100 km. Tę rundę za poziom komfortu i innowacje wygrywa Lexus
W tym miejscu jednak następuje sytuacja która mnie przerasta. Lexus kosztuje 608 tys. zł, a podobnie wyposażony Mercedes S350 "tylko" 507 tys. zł. Oczywiście model ze Stuttgartu jest słabszy i ma gorsze osiągi, ale ma też cenę niższą o 100 tys. zł!
Zapewne wielu z czytelników stwierdzi, że ekologicznie jest jeździć Lexusem. Ale pamiętajmy że spala on o ponad 1,5 l paliwa więcej. Wprawdzie spalanie litra oleju napędowego na 100 km powoduje większą emisję CO2, niż w przypadku benzyny, ale i tak ekologiczny Lexus wyemituje 228 g CO2, a mniej ekologiczny Mercedes tylko 219 g CO2. Tak więc argument ekologii raczej odpada.
Pozostaje jedynie cena zakupu i prestiż. W przypadku ceny zakupu, to naprawdę trudno wczuć się w osobę przeznaczającą na samochód takie kwoty. Mimo woli zawsze patrzymy, że pozostałą kwotę 100 tys. zł można przeznaczyć na mieszkanie, drugi samochód itp. Są to jednak rozpatrywania osób które nie mają tej kwoty. W przypadku prestiżu powtórzę zaś to co wspomniałem wcześniej : gdybym jako prezes miał udać się na tylną kanapę to wybrałbym Lexusa, a gdybym sam miał prowadzić auto to raczej skierowałbym się do Mercedesa. Oczywiście są to subiektywne opinie i zapewne będą miały wielu przeciwników, jak i zwolenników.
Bogusław Korzeniowski