Formuła 1: przed Grand Prix Francji
Po raz pierwszy od 40 lat podczas wyścigu o Grand Prix Francji kibice Formuły 1 nie będą mogli dopingować żadnego francuskiego kierowcy. W niedzielę na torze Magny-Cours odbędzie się dziesiąta eliminacja tegorocznych mistrzostw świata.
Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 1965 roku, na torze Clermont Ferrand. Jeszcze w ubiegłym sezonie w cyklu GP startował Olivier Panis, ale Francuz już zakończył karierę.
W tej sytuacji miejscowa publiczność może jedynie dopingować kierowców francuskiego teamu Renault: Hiszpana Fernando Alonso i Włocha Giancarlo Fisichellę.
Renault prowadzi w klasyfikacji konstruktorów z dorobkiem 76 punktów i wyprzedza ekipy McLaren-Mercedes oraz Renault, które zgromadziły dotychczas 63 pkt. Alonso prowadzi także w MŚ kierowców - 59 pkt, przed Finem Kimi Raikkonenem (McLaren- Mercedes) - 37 i Niemcem Michaelem Schumacherem - 34.
"Chyba najszybsze są w tej chwili McLareny, ale moc silników to nie wszystko, a Magny-Cours zawsze był jednym z ulubionych miejsc Renault - powiedział Alonso, który przed rokiem zajął w GP Francji drugie miejsce, przegrywając jedynie z Schumacherem. - W tym roku jesteśmy jeszcze lepiej przygotowani. Czy na tyle, żeby wygrać? Cóż, to nie będzie łatwe. Bardzo możliwy jest właśnie taki scenariusz, ale nie można lekceważyć Michaela".
36-letni Niemiec może w niedzielę przejść do historii jako pierwszy kierowca w historii Formuły 1, który wygra jeden wyścig osiem razy. Dotychczas wygrywał GP Francji siedmiokrotnie: w latach 1994-95, 1997-98 i 2001-02 i w ubiegłym roku.
Najbardziej zagorzali fani tej prestiżowej rywalizacji wciąż czują rozgoryczenie po Grand Prix USA, w której przed dwoma tygodniami nie wystartowali kierowcy siedmiu z dziesięciu ekip. Powodem tej kuriozalnej sytuacji były kłopoty z oponami francuskiego producenta, firmy Michelin.
Wyścig z udziałem zaledwie sześciu kierowców, zakończony zwycięstwem Niemca Michaela Schumachera z Ferrari, obserwowało w Indianapolis 120 tysięcy widzów, niezadowolonych z takiego przebiegu zdarzeń. Aby załagodzić sprawę, firma Michelin zapowiedziała nawet, że pokryje koszty zwrotu biletów.
W środę szefowie Międzynarodowej Federacji samochodowej przesłuchają szefów siedmiu teamów: Renault, McLaren-Mercedes, Williams-BMW, Toyota-Panasonic, Sauber-Petronas, Red Bull Racing i BAR-Honda w sprawie okoliczności, w jakich zdecydowały się one nie wystartować w GP USA. Nie można wykluczyć, że FIA nałoży na nie wysokie kary.
Prezesa FIA, Maxa Mosleya czeka trudne zadanie, bowiem od dwóch lat w Formule 1 narasta konflikt, którego skutkiem może być rozpad cyklu MŚ i stworzenie konkurencyjnej serii wyścigów. W razie zbyt surowych kar może też dojść do strajku tych ekip podczas GP Francji. Na razie jednak rzeczniczka prasowa tego wyścigu zapewnia, że przygotowania do wyścigu na torze Magny-Cours przebiegają normalnie.
Grand Prix Francji, która odbędzie się po raz 57., jest jedną z najstarszych imprez w MŚ Formuły 1. Po raz pierwszy wystartowali w niej kierowcy w 1950 roku, a od 1955 r. ten wyścig odbywa się regularnie.
Natomiast położony w Burgundii Magny-Cours jest jednym z najmłodszych obiektów, na których rozgrywane są wyścigi w tej elitarnej rywalizacji. W tym roku kierowcy wystąpią na nim po raz 14. (po raz pierwszy wyścig zorganizowano na nim w 1991 r.).
Wcześniej sześć innych obiektów gościło tę imprezę: Reims, Rouen, Le Mans, Dijon-Prenois, Clermont Ferrand i Paul Ricard.
Tor Magny-Cours ma bardzo chropowatą nawierzchnię, na której szybko zużywają się opony, a także kilka bardzo krętych wiraży. Szefowie teamów są zgodni, że właśnie zużycie ogumienia może mieć znaczący wpływ na przebieg rywalizacji.
W niedzielę kierowcy będą mieli do pokonania dystans 308,586 km, 70 okrążeń po 4411 m.