Ford Edge - Amerykanin z cechami Europejczyka
Edge to jedna z ważniejszych premier Forda w tym roku. Mimo amerykańskiego rodowodu, duży SUV ma wiele cech, które mogą spodobać się Europejczykom. Przestronne wnętrze, wysokoprężne silniki, niezłe prowadzenie i atrakcyjne opakowanie mogą przesądzić o jego dłuższej obecności na Starym Kontynencie.
Pierwsza generacja SUV-a zadebiutowała w 2006 w Stanach Zjednoczonych. Po sporym sukcesie Mustanga na Starym Kontynencie, koncern zaryzykował i postanowił zaoferować też Europejczykom konkurenta dla Kii Sorento i Hyndaia Santa Fe. Edge jest większy od Kugi i ma 480 centymetrów długości, 193 szerokości i 171 wysokości (z relingami). W standardzie osadzono go na 19-calowych kołach. Wybranie topowej specyfikacji skutkuje obecnością dwudziestek w nadkolach. Do tego dochodzą przyciemnione boczne szyby i biksenonowe światła.
Nie mamy zbyt dużego wyboru silników. Producent przewidział jednego diesla występującego w dwóch wariantach mocy. Znany z Mondeo i Galaxy silnik generuje 180 lub 210 koni mechanicznych. Słabszy ma jedną turbosprężarkę i działa w połączeniu z manualną, 6-stopniową przekładnią biegów. Do setki przyspiesza w 9,9 sekundy i rozpędza się maksymalnie do 200 km/h. Mocniejsza odmiana została podwójnie doładowana i wyposażona w dwusprzęgłowy automat. W tym przypadku sporych rozmiarów SUV potrzebuje 9,4 sekundy na osiągnięcie pierwszej setki, a wskazówka prędkościomierza kończy swą pracę na wartości 211 km/h.
Co ciekawe, niezależnie od wybranej odmiany mocy, różnice w dynamice są mało odczuwalne. Zarówno 180-konny motor z ręczną skrzynią, jak i mocniejszy z automatem podobnie przyspieszają i oferują zbliżoną elastyczność. Na co dzień lepszy będzie Powershift. Dość sprawnie dobiera przełożenia i podnosi komfort zwłaszcza w typowo miejskiej eksploatacji. 20-centymetrowy prześwit ułatwi forsowanie wszelkiej maści krawężników i progów zwalniających. Zawieszenie nieźle tłumi nierówności, ale nie gwarantuje takiej pewności prowadzenia, jak w przypadku S-Maxa, czy Galaxy.
Układ kierowniczy ma przeciętną precyzję, a blisko 2-tonowy samochód zdecydowanie lepiej czuje się na długich, prostych odcinkach. Na autostradzie docenimy przyzwoite wyciszenie kabiny i niską podatność na boczne podmuchy wiatru. I właśnie to przypomina, że Edge jest w tej chwili najbardziej amerykańskim modelem w gamie Forda.
Standardowy napęd na obie osie pozwala też zjechać czasem z utwardzonych szlaków. Warto jednak wziąć pod uwagę spore gabaryty auta, dwie tony masy własnej i seryjne ogumienie stworzone z myślą o asfalcie. Niemniej, droga wypełniona błotem, szuter, czy sypki piach nie robią na Fordzie większego wrażenia. Korzystnie też przedstawia się zużycie paliwa. 10-11 litrów w mieście i około 8 w trasie to zadowalające wyniki, szczególnie jak na amerykańskie auto.
5-osobowe wnętrze jest bardzo przestronne. Miękkie i obszerne fotele nie mają mocnego wyprofilowania, ale okazują się wygodne w długiej trasie. Na pokładzie Forda znajdziemy sporo schowków i masywne podłokietniki. To kolejny element, który zdradza, że auto zostało zaprojektowane w Stanach Zjednoczonych. Bagażnik o pojemności 602 litrów (800 do poziomu dachu) można powiększyć do 1847. W załadunku przeszkadza jedynie wysoki próg, ale kufer ma regularne kształty, sporo praktycznych uchwytów i siatek mocujących bagaż. Po złożeniu oparć drugiego rzędu, możemy przewozić przedmioty o długości 191 centymetrów.
Jakość materiałów wykończeniowych jest niezła i to najlepsza wiadomość, bo auta zza oceanu słyną z twardych plastików. Znaczna część tworzyw jest miękka i przyjemna w dotyku, ale miejscami (np. dół deski rozdzielczej, drzwi) pojawiają się twarde powierzchnie. Co więcej, panel wokół przycisków sterujących radiem i ten przy lewarku skrzyni biegów został wykonany z tworzyw nijak pasujących do samochodu za blisko 200 tysięcy złotych. Sam kształt deski rozdzielczej i rozłożenie przycisków mocno nawiązuje do innych konstrukcji Forda. Kierownica, zegary, czy centralna część kokpitu – to już znany widok. Jeśli mieliście wcześniej styczność z Mondeo, na pokładzie tego SUV-a odnajdziecie się bardzo szybko. Nowicjusze mogą mieć natomiast problemy z obsługą rozbudowanego komputera pokładowego, którego wyświetlacz zlokalizowano pod obrotomierzem. Ma on rozbudowane menu, a przez niewielką czcionkę staje się mało czytelny. Szczególnie podczas jazdy.
Edge w podstawowej wersji kosztuje 166 600 złotych. Lepiej jednak dopłacić 16 tysięcy do specyfikacji Titanium i cieszyć się bogatszym wyposażeniem. Na pokładzie Forda znajdziemy system wspomagania parkowania równoległego i prostopadłego tyłem, układ zapobiegający kolizjom przy małych prędkościach, rozpoznawanie znaków drogowych, asystenta utrzymywania auta w pasie ruchu, czy też aktywny tempomat. Do tego warto doliczyć wentylowane i podgrzewane fotele (także z tyłu), panoramiczne okno dachowe, elektrycznie unoszoną klapę bagażnika oraz kamerę monitorującą sytuację przed samochodem.
Flagowy SUV Forda debiutuje w konkurencyjnym segmencie, więc nie będzie mieć łatwego startu. Za porównywalne Sorento w najbogatszej konfiguracji XL zapłacimy 172 900 złotych (7 miejsc i 2.0 CRDi 185 KM). Nieco więcej kosztuje Hyundai SantaFe – 194 900 w wersji Platinum. Pierwsze egzemplarze drugiej generacji Edge'a pojawią się w polskich salonach sprzedaży w pierwszej połowie czerwca.
Piotr Mokwiński