Ferrari zrezygnowało z "dziurawego nosa"
Lider Grand Prix i aktualny mistrz, Kimi Raeikkoenen, słusznie czuje się mocny, ale wciąż z niepokojem spogląda w lusterka.
Wszyscy jak najlepiej życzymy Robertowi Kubicy, ale to nie Polak - co sam zainteresowany też podkreśla – będzie faworytem w najbliższym wyścigu Formuły 1. Ostatnie dwie Grand Prix Turcji, w latach 2006 i 2007, zakończyły się zwycięstwem Ferrari, które dominuje na torach także w tym sezonie. Zespół z Maranello wygrał trzy ostatnie zawody, przy czym w ostatnich dwóch (Bahrajn i Hiszpania), kierowcy Ferarri zajmowali obie czołowe lokaty. Trudno zatem się dziwić, że mówiąc o faworytach w najbliższy weekend, wzrok kierowany jest w stronę włoskiej stajni.
- Nie mieliśmy żadnych testów po starcie w Barcelonie, ale założę się, że nasi rywale zrobili wszystko w tym czasie, by pokonać nas w Stambule – mówi Kimi Raeikkoenen. – Nie martwi mnie to, ponieważ my też nie marnowaliśmy czasu i jestem pewien, że będziemy znów tam bardzo mocni. Kiedy spojrzymy na tor w Turcji, dojdziemy do wniosku, że jest on bardzo podobny do tych w Sepang i Sakhir, gdzie odnosiliśmy w tym roku zwycięstwa. To utwierdza nas w przekonaniu, że będziemy konkurencyjni dla reszty stawki. Ferrari pojawi się na torze w Stambule bez swego słynnego „dziurawego nosa”, który tak dobrze spisał się w Barcelonie. Szef włoskiego zespołu, Luca Baldisserri, tłumaczy, że to rozwiązanie sprawdza się na torach wymagających średniej lub dużej siły dociskowej, a tor w Turcji ma inną charakterystykę.
- Tam jest wymagana mniejsza siła docisku i mimo że nowy nos dobrze spełnił swoje zadanie w Barcelonie, tym razem odstąpimy od tego rozwiązania – mówi Luca Baldisserri. – Użyjemy go tylko tam, gdzie naszym zdaniem zapewni nam przewagę nad tradycyjnym projektem. Wszystko jednak wskazuje na to, że „dziurawy nos” doczeka się kolejnego startu jeszcze tym miesiącu, podczas następnej Grand Prix w Monako (23-25.05). – W najbliższy weekend zarówno Kimi, jak i Felipe będą mieli do dyspozycji bolidy o takiej samej praktycznie specyfikacji, jak w Hiszpanii, z jedną różnicą, którą jest tradycyjny nos – podsumowuje Baldisserri. – Wierzymy w utrzymanie naszego tempa z ostatnich dwóch wyścigów, które wygraliśmy.
Niektórzy już wróżą Kimi Raeikkoenenowi powtórzenie ubiegłorocznego osiągnięcia i drugiego w karierze mistrzowskiego tytułu. Fin, jak przystało na kierowcę z północy Europy, zachowuje chłodną głową. – Jestem bardzo zadowolony z obrotu sprawy w ostatnich wyścigach, ale sytuacja może się zmienić w jednej sekundzie – stwierdza lider klasyfikacji kierowców. – Musimy nadal jeździć na sto procent swoich możliwości, aby pozostać przed naszymi rywalami. Nie zmieniam więc swojego podejścia do rywalizacji. Jest za wcześnie, aby myśleć o czymś innym niż zwycięstwo w każdym następnym wyścigu. Chcę zabrać do domu tak dużo punktów, jak to możliwe i wystartuję w Turcji z takim właśnie celem i nastawieniem. Jesteśmy obecnie liderami obu klasyfikacji, i kierowców, i konstruktorów, ale to nie jest ważne. To, co się naprawdę liczy, to miejsce na czele stawki po ostatnim wyścigu w sezonie. Jeśli chcemy, by tak się dla nas zakończył ten rok, musimy nadal trzymać rywalami za sobą.
Wygląda na to, że nie będzie to specjalnie trudne, skoro wszyscy są zgodni, że bolid Ferrari swoimi osiągami wciąż przewyższa pozostałe Bądźmy jednak dobrej myśli (o wynikach Roberta Kubicy), bo w Formule 1, jak w życiu, wiele rzeczy zmienia się wyjątkowo dynamicznie.
_ Więcej w Sporcie _