Ferrari odmówiło słynnemu kierowcy sprzedaży samochodu. Teraz sprawą zajmie się sąd
Limitowane samochody z najwyższej półki nie są dla każdego. Przede wszystkim trzeba mieć odpowiednio dużą kwotę na koncie. Jednak oprócz tego na ogół to producent wybiera, kto z tysięcy chętnych dostanie pozwolenie na zakup. Oznacza to, że zawsze znajdą się niezadowoleni, odrzuceni klienci. Jeden z nich właśnie postanowił podać Ferrari do sądu.
Nie jest to przypadkowa osoba. Preston Henn, bo o nim mowa, to słynny, 85-letni już kierowca wyścigowy i znany kolekcjoner samochodów. Amerykanin między innymi w 1983 roku wygrał 24-godzinny wyścig w Daytonie i pięć razy startował w Le Mans. Jednak dla Ferrari zawsze najważniejszym wyznacznikiem, że "klient" to odpowiednia osoba do zakupu unikatowego modelu, jest posiadanie innych modeli marki. Oznacza to, że limitowane samochody włoskiej firmy trafiają tylko do osób, które już posiadają kilka ferrari w swoim garażu.
W przypadku Henna nie jest to problem. Wręcz odwrotnie. Jego kolekcja włoskich superaut jest imponująca. Posiada wszystkie wcześniejsze topowe modele – F40, F50, Enzo i LaFerrari. Oprócz tego ma wyjątkowo rzadkie i poszukiwane modele jak Daytonę Spidera, 275 GTB czy bolid F1, którym jeździł Michael Schumacher. Do tego Henn brał udział w elitarnym projekcie Ferrari FXX. Wydawałoby się, że z takim portfolio znalezienie się na liście klientów, którzy otrzymają LaFerrari w wersji bez dachu, jest pewne. Jednak włoska marka mu odmówiła. Amerykanin myślał, że to pomyłka, więc wysłał list do szefów firmy i nawet załączył czek na milion dolarów, które miały być przedpłatą za nowe auto. Jednak to nie pomogło.
Z tego powodu Preston Henn postanowił wystąpić na drogę sądową. Żąda on od włoskiej marki zadośćuczynienia w wysokości 75 000 dolarów i przeprosin. Jak tłumaczy prawnik kierowcy wyścigowego, odrzucenie aplikacji Henna nadszarpnęło jego opinię w kręgach kolekcjonerów i został w ten sposób publicznie obrażony.
Cała sprawa dopiero się rozwija, ale w rzeczywistości nie dotyczy tylko jednego fana Ferrari, a wszystkich kupujących limitowane samochody. Takie same praktyki, jak przez włoską firmę, są stosowane niemal przez wszystkich innych producentów sprzedających tak ekskluzywne auta. Zawsze chętnych jest więcej niż pojazdów i niemal za każdym razem nie ma znaczenia kolejność zgłoszenia – to sama firma podejmuje decyzję, kto jest wart, aby sprzedać mu samochód. Wystarczy przypomnieć, że ostatnio głośno było o nowym Fordzie GT, na którego zgłosiło się 6,5 tys. chętnych, z których wybrano zaledwie 500 szczęśliwców.
Jeśli amerykański sąd uzna takie działanie firm za niesprawiedliwe i obraźliwe traktowanie klientów, to możliwe, że w USA wszyscy producenci limitowanych aut będą musieli zmienić podejście.
Szymon Jasina