Ferrari chce wrócić do systemu świateł
Wyścig na torze Albert Park w Melbourne zainauguruje 29 marca zmagania kierowców w tej prestiżowej rywalizacji.
W ubiegłorocznej rywalizacji właśnie Ferrari, jako pierwsza ekipa w Formule 1, zastosowało sygnalizacje świetlną, zamiast jednego z mechaników stojących przed bolidem z lizakiem "stop and go". Rozwiązanie to okazało się jednak niedoskonałe, czego skutkiem były liczne błędy podczas zmiany opon.
Najbardziej spektakularna pomyłka zdarzyła się podczas nocnego wyścigu o Grand Prix Singapuru. Brazylijczyk Felipe Massa ruszył po zapaleniu zielonego światła, gdy był jeszcze podłączony do maszyny pompującej paliwo. W wyniku tego wyrwał z niej wąż i po przejechaniu kilkudziesięciu metrów musiał znów stanąć na końcu alei serwisowej, a zdezorientowani technicy, gdy już go dogonili, dłuższą chwilę męczyli się z odpięciem zaworu.
W wyniku tej sytuacji Massa stracił dobrą pozycję w zawodach i punkty, które sprawiły, że w końcówce sezonu przegrał o jeden punkt walkę o mistrzostwo świata z Brytyjczykiem Lewisem Hamiltonem z McLaren-Mercedes.
Po tym zdarzeniu szefowie włoskiego teamu zrezygnowali z sygnalizacji świetlnej i w boksie znów pojawił się mechanik z "lizakiem". Jednak teraz zamierzają wrócić do nowoczesnego rozwiązania, ale wzbogacić je o funkcję, która uniemożliwi kierowcom ruszyć, zanim od bolidu nie zostanie odłączony przewód paliwowy.