Ekologia w motoryzacji: droga i zbędna?
Zanieczyszczenie powietrza to jeden z największych problemów współczesnych metropolii. Wysokie budynki, a czasami także specyficzne położenie – na przykład w kotlinie - sprawiają, że mieszkańcy nie mają co liczyć na oczyszczające atmosferę podmuchy wiatru. Niektóre miasta starają się poprawić stan powietrza, ograniczając ruch samochodowy. Jak się okazuje, ta droga prowadzi donikąd.
W 2003 roku władze Londynu wprowadziły strefę ograniczenia ruchu. Odtąd, by wjechać do centrum samochodem, trzeba wnieść opłatę, która obecnie wynosi 8 funtów. Co ciekawe, z tego obowiązku nie zwolniono nawet mieszkańców wyznaczonej strefy. Zgodnie z przewidywaniami, ruch kołowy w centrum Londynu zmalał, zwiększył się natomiast udział transportu publicznego. Po siedmiu latach funkcjonowania systemu brytyjscy naukowcy przeprowadzili gruntowne badanie stanu powietrza w stolicy Anglii. Jak się okazało, w stosunku do 2003 roku nie można wykazać zmniejszenia zanieczyszczeń, które bezpośrednio byłyby związane z wprowadzeniem płatnej strefy. Niewielkie pozytywne zmiany zanotowano tylko wzdłuż ulic objętych ograniczeniem ruchu.
Czy możliwe jest zatem zmniejszenie zanieczyszczeń w miastach? Może potrzebne są bardziej radykalne kroki? Przed olimpiadą w Pekinie władze tego prawie dwudziestomilionowego miasta wymieniły na bardziej ekologiczne 50 tys. taksówek i ponad 10 tys. autobusów. Ponadto, na kilka tygodni przed rozpoczęciem imprezy Chińczycy wprowadzili przepisy, które w dni parzyste zakazywały wyjazdu na ulice miasta posiadaczom samochodów, których numery rejestracyjne kończą się na cyfrę nieparzystą i na odwrót. Pewne kroki podejmowane są również przez urzędników Unii Europejskiej, a także przez władze niektórych polskich miast.
W wielu polskich miastach rynek i najbardziej cenne obszary starówki zamieniono w deptaki. W Krakowie po strefie A, umiejscowionej w samym centrum miasta, mogą poruszać się piesi, rowery i samochody elektryczne. Wiele kontrowersji wzbudziło tam wjeżdżanie do tej strefy właścicieli samochodów hybrydowych. W nieco dalszej strefie B dopuszczono ruch kołowy, ale maksymalną prędkość ograniczono do 20 km/h. W centrum Poznania od czerwca funkcjonować będzie ograniczenie prędkości do 30 km/h. Nad podobnym rozwiązaniem zastanawiają się również władze Gdańska. We Wrocławiu – wzorem Kopenhagi - niebawem wzrosnąć ma liczba ulic zupełnie zamkniętych dla ruchu. Takie rozwiązania, poza aspektem poprawy bezpieczeństwa, mają zniechęcać kierowców do wjazdu do centrum. Zdaniem wprowadzających takie ograniczenia, mniejsze ma być również zanieczyszczenie powietrza. Jak pokazuje przykład Londynu, może być jednak inaczej
Poprawa jakości powietrza wymaga rozwiązań obejmujących wszystkie elementy gospodarki, emitujące zanieczyszczenia. W Unii Europejskiej, obok przemysłu, na pierwszy ogień poszła motoryzacja. Całkiem niedawno Komisja Europejska przedstawiła swoje pomysły na komunikację po roku 2050. Według polityków do tego czasu 30% realizowanego dziś transportu kołowego towarów powinna być realizowana przez kolej. Co jednak budzi szczególne emocje, przedstawiciele KE zaproponowali, aby do 2030 roku w miastach o 50 proc. zmniejszyć ruch samochodów spalinowych, a do 2050 roku zupełnie zakazać wjazdu do miast autom wyposażonym w tradycyjne silniki.
Oczywiście, takie wizje mają małe szanse na realizację, a wśród wielu praktyków komunikacji budzą jedynie uśmiech politowania. Nie zmienia to jednak faktu, że ograniczenie ilości emitowanych przez samochody zanieczyszczeń – dziś realizowane przez wprowadzanie kolejnych norm czystości spalin – kosztują przemysł samochodowy grube miliony. Za wprowadzane innowacje płacą oczywiście kierowcy.
Już w 2015 roku w Unii Europejskiej wejdą w życie normy, które radykalnie ograniczą emisję zanieczyszczeń i CO2. Samochody oferowane przez danego producenta średnio będą wówczas mogły emitować jedynie 130 gramów dwutlenku węgla na kilometr jazdy. W ubiegłym roku norma wynosiła 140,9 g/km. Producenci, którym nie uda się osiągnąć tego pułapu, będą musieli płacić wysokie kary za każdy sprzedany samochód. Dla firmy, która w skali roku produkuje milion samochodów kara za przekroczenie limitu o 1 g/km będzie wynosić około 5 milionów euro. Z pewnością zostanie ona przerzucona na klientów.
Ograniczanie emisji CO2 już dziś generuje ogromne koszty. Dla przykładu, firma BMW wydała do tej pory 1,2 miliarda euro na opracowanie i wdrożenie do produkcji systemów, które ograniczyć mają emisję CO2.
Oczywiście, pieniądze te nie pochodzą z prywatnych kont prezesów i zarządu bawarskiego producenta. Kosztami rozwojowymi obarczani są obecni nabywcy samochodów. Można byłoby zgodzić się z tym obciążeniem, jeśli miałoby się świadomość, że dzięki takiemu przeznaczeniu funduszy powstaną samochody lepsze i przyjaźniejsze dla użytkownika.
Ograniczenie emisji CO2 jest jednak dla przeciętnego człowieka korzyścią zbyt abstrakcyjną. Poza tym nie brakuje naukowców wątpiących we wpływ emitowanego przez człowieka CO2 na zmiany klimatu.
tb/mw/mw