Druga - i ostateczna - śmierć Garbusa
Wygląda na to, że jeden z najciekawszych samochodów świata – Volkswagen Garbus – umrze po raz drugi. Niemiecki koncern ma zakończyć produkcję Beetla do końca 2018 roku, o czym na razie spekulują amerykańskie media (auto jest najpopularniejsze właśnie w Ameryce Północnej). Sprawa wygląda jednak na przesądzoną.
Pierwszy Garbus powstał w 1938 roku. Był zamówieniem Adolfa Hitlera, który kazał stworzyć Ferdynandowi Porsche samochód dla ludu, Volkswagena (volk – lud, wagen – wóz). Genialny konstruktor sprostał zadaniu. Co prawda inspirował się mocno dokonaniami inżynierów czeskiej Tatry, ale zaprojektował Typ 1, późniejszego Kafera (w Niemczech), Beetla (na całym świecie), Garbusa (w Polsce).
Auto nie zdążyło być produkowane masowo, jak życzył sobie tego Fuhrer, do końca II wojny światowej. Do 1945 roku powstało zaledwie kilkaset egzemplarzy, które trafiły do wojska. Cywilnymi wersjami jeździła hitlerowska elita. Dopiero po wojnie ruszyła produkcja na masową skalę. Co ciekawe, projekt auta zlekceważyli zarówno Amerykanie, jak i Brytyjczycy, uważając, że takie auto nie ma szans się przyjąć.
Bardzo się mylili – Garbus był tani, prosty w konstrukcji i wraz z takimi autami jak Fiat 500, Renault 4CV czy Citroenem 2CV, stał się pojazdem, który zmotoryzował świat. W dziesiątkach wersji powstawał aż do 2003 roku. Ostatnie kilka lat głównie w Meksyku (w Niemczech produkcja stanęła w 1978 roku). Dopiero wtedy koncern Volkswagena zdecydował, by definitywnie rozstać się z kultowym modelem, którego łącznie wykonano 21 529 464 egzemplarze.
Ta śmierć numer 1 była o tyle bezbolesna, że od kilku już lat powstawał następca Garbusa – New Beetle. Ten samochód z 1997 roku był projektem Volkswagena, który miał nawiązywać do kultowego auta sprzed wojny. Nowe auto narysowali „na wzór” samochodu dla ludu projektanci, wśród których był m.in. Peter Schreyer, dzisiejszy szef stylistów Hyundai/Kia. Udało im się zachować te wszystkie cechy auta, które czyniły je wyjątkowym.
Technologicznie New Beetle nie miał oczywiście nic wspólnego z Garbusem. Auto wykorzystywało podwozie Golfa IV generacji, miało silniki umieszczone z przodu i było nowoczesne oraz pojemne. Spodobało się za oceanem, ale i w Europie zdobyło klientów, głównie młodych ludzi szukających samochodu, który byłby manifestacją stylu. Sentymentalne odwołanie się do przeszłości wkrótce zainspirowało też inne firmy, w tym BMW, które reaktywowało Mini oraz Fiata, który opracował nową „pięćsetkę”.
W 2005 roku New Beetle doczekał się delikatnego faceliftingu, a w 2011 roku następcy. Kolejnego Beetla (już bez „New” w nazwie) zaprojektował jeden z największych stylistów motoryzacji Walter de Silva. Auto produkowane w Meksyku napędzają motory o mocy od 105 aż do 210 KM. To pokazuje, jak daleko pod względem napędu odszedł Beetle od swojego pierwowzoru – Garbusa.
Wygląda na to, że auto podzieli los ikony motoryzacji. Dlaczego? Amerykanie spekulują, że Volkswagen „zbiera pieniądze” na pokrycie skutków „dieselgate”. Tnie więc koszty wszędzie tam, gdzie to możliwe. Auta sportowe czy niszowe (a takim jest Beetle) padają ofiarą oszczędności.
Drugą przyczyną jest fakt, że tego typu pojazdy, raczej wyglądające niż funkcjonalne, przestały się podobać, a więc i sprzedawać. Świat oszalał na punkcie SUV-ów i crossoverów. Właśnie one są pożądane przez klientów i znajdują masowego nabywcę. Nawet ci, którzy szukają czegoś bardziej oryginalnego i nie podążają tą samą utartą ścieżką, wybierają choćby samochody elektryczne. Na pewno jednak nie takie jak Beetle.
Volkswagen, tak jak wszyscy inni producenci, stawia na wspomniane SUV-y i crossovery. Doniesienia dziennikarzy, jakoby decyzja o końcu Beetla była podjęta, wydaje się wiarygodna. Koniec produkcji miałby nastąpić w 2018 roku. Wówczas rozdział historii motoryzacji pod tytułem „Garbus” zostałby definitywnie zamknięty.
Źródło: Road & Track, Marcin Klimkowski