Drogówka tonie w zdjęciach z fotoradarów
Zamiast patrolować ulice, policja drogowa tonie w papierach. Każdego dnia musi obrabiać sterty zdjęć kierowców uwiecznionych przez fotoradary.
W Łodzi oddelegowano do tej pracy prawie połowę drogówki, Warszawa ratuje się emerytami, ale i tak rąk do pracy brakuje. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji pracuje nad projektem, który ma odciążyć policję. Tyle, że do jego realizacji droga daleka.
Nawet 600 zdjęciami miesięcznie musi zająć się, każdy z 88 policjantów, oddelegowanych do obsługi fotoradarów w Łodzi. Młodszy inspektor Jarosław Wołoszyński, szef łódzkiej policji, załamuje ręce. Chciałby odciążyć zapracowanych funkcjonariuszy, ale wtedy zabrakłoby policjantów do codziennej pracy przy kolizjach i wypadkach.
- Wszystko przez to, że spływają do nas zdjęcia z całej Polski - tłumaczy Wołoszyński. - Jeśli łódzkiego kierowcę uwieczni fotoradar w Poznaniu lub Wrocławiu, to tamtejsza drogówka dokumentację wysyła do nas. My robimy to samo, jeśli nasze urządzenie zarejestruje kierowcę spoza Łodzi. W efekcie toniemy w papierach.
Policjant ma 30 dni na „obrobienie” zdjęcia z fotoradaru. Co to znaczy? Musi odnaleźć adres i wysłać wezwanie właścicielowi auta. Pół biedy, kiedy ten mieszka pod wskazanym adresem, stawia się na przesłuchanie i przyjmuje mandat. Zwykle jednak nie jest tak łatwo i przyjemnie. Dlaczego? Bo samochodem nie jechał właściciel, tylko kolega, brat, żona (niepotrzebne skreślić). Trzeba wysyłać kolejne wezwanie i czekać, ale nie ma gwarancji, że wzywany się stawi.
Kolejny problem: samochody uwiecznione przez fotoradar mogą być zarejestrowane na firmę. Z obserwacji podinsp. Sylwestra Marczaka, zastępcy naczelnika bełchatowskiej drogówki, wynika, że średnio połowa aut, przejeżdżających przez miasto krajową ósemką, to właśnie „obcy”. Trzeba ustalić, kto danego dnia jechał autem, a potem czekać, aż ten łaskawie przyjedzie na wezwanie... - A termin goni, bo na zamknięcie sprawy mamy 30 dni - tłumaczy Marczak.
Jeśli nie uda się zakończyć postępowania w terminie, sprawa trafia do sądu grodzkiego. Sąd przejmuje też postępowanie, jeśli kierowca nie chce przyjąć mandatu, do czego ma prawo. Dla policjanta to żadne ułatwienie, bo musi się stawić na rozprawę. Jeśli jednego dnia ma kilka takich spraw, to wiadomo, że kolejnymi zdjęciami już się nie zajmie. A termin goni. Problem papierkowej roboty dotyczy też innych miast regionu, choć lokalnie różnie jest to rozwiązywane. W Bełchatowie do niedawna obróbką zdjęć zajmował się funkcjonariusz z prewencji, od miesiąca przejęła to drogówka. Trudno oszacować, ile spraw prowadzi, ale lekko licząc - około 200.
Kutnowska drogówka korzysta ze wsparcia pracownika cywilnego, który drukuje zdjęcia, opisuje je, a potem wysyła wezwania do kierowców. Przesłuchaniami kierowców zajmują się już policjanci. Ponadto funkcjonariusze obrabiają zdjęcia kutnowskich kierowców, które spływają z Polski.
- Naszym fotoradarem dzielimy się z Łowiczem, Łęczycą i Skierniewicami, w każdym mieście jest tydzień i fotografuje około 300 kierowców - tłumaczy kom. Mirosław Pawłowski, rzecznik kutnowskiej policji.
W Warszawie, aby odciążyć drogówkę, zatrudniono emerytowanych funkcjonariuszy.
Powstanie Krajowe Centrum Obsługi Fotoradarów
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji opiniuje projekt resortu transportu, zakładający utworzenie Krajowego Centrum Obsługi Fotoradarów. Podkomisarz Robert Horosz z Komendy Głównej Policji w Warszawie zastrzega, że to dopiero wstępny projekt, więc o terminie jego wprowadzenia nic konkretnego powiedzieć nie można.
Wiadomo, że w centrum byliby zatrudnieni pracownicy cywilni, niezwiązani z policją. A cała procedura byłaby uproszczona. Zamiast jak dotychczas ustalać, kto siedział za kierownicą w chwili wykroczenia, z góry zakładano by, że prowadził właściciel auta.
- Chodzi o domniemanie winy, choć w polskim prawie takie określenie nie funkcjonuje. Teraz kierowca łamiący przepisy popełnia wykroczenie i podlega karze według kodeksu wykroczeń - tłumaczy Horosz. - W projekcie miałby być karany na podstawie decyzji administracyjnej. Byłoby szybciej i prościej.
Policjantom z drogówki pozostaje nadzieja, że projekt nie zostanie na wieki projektem. W przeciwnym wypadku nadal będą przewracać papierki, a piraci drogowi szaleć. W myśl powiedzenia: hulaj dusza, piekła nie ma.
Autor: Monika Pawlak