Czy z polskich dróg zniknie podwójna ciągła?
Dla kierowców spieszących się na urlop podwójna ciągła to przekleństwo dróg krajowych. Jak się okazuje, w przyszłości może ona zupełnie zniknąć z polskich tras. Nie oznacza to jednak, że będzie można wyprzedzać w każdym miejscu.
Na pomysł zlikwidowania podwójnej ciągłej linii wpadła posłanka Nowoczesnej Elżbieta Stępień. W interpelacji do ministra infrastruktury i budownictwa proponuje ona uproszczenie oznakowania poziomego. Obecnie prawo przewiduje, że w przypadku stosowania linii ciągłych pasy z ruchem w przeciwnych kierunkach muszą być oddzielone linią podwójną. Pojedynczą linią można zaś oddzielać jedynie pasy, na których ruch odbywa się w tym samym kierunku.
Jak wskazuje posłanka, w części krajów Unii Europejskiej, w tym w sąsiednich Czechach, pojedynczą linią ciągłą można oddzielać pasy prowadzące ruch w przeciwnych kierunkach. Zdaniem Elżbiety Stępień nie powoduje to kłopotów z interpretacją oznakowania u kierowców. W końcu ciągłej linii – niezależnie od tego czy jest pojedyncza czy podwójna – nie wolno przekraczać.
Zdaniem posłanki wprowadzenie zmiany w przepisach zapobiegłoby wydawaniu niepotrzebnych kwot przez zarządców dróg. „Zastosowanie takiej metody w kontekście obowiązku odnawiania oznakowania poziomego raz do roku sprawi, że poczynimy milionowe w skali kraju oszczędności, nie pogarszając przy tym bezpieczeństwa ruchu drogowego” - czytamy w interpelacji. W proponowanej zmianie prawa chodzi nie o to, by przemalowywać istniejące oznakowanie, ale zastępować je prostszym przy okazji jego odnawiania lub w razie zmiany organizacji ruchu, a także stosować, gdy oddawane będą do użytku nowe drogi.
Na jakie oszczędności w skali całego kraju można byłoby liczyć w związku z wprowadzeniem zaproponowanych przez posłankę Nowoczesnej przepisów? Na to pytanie nie był w stanie odpowiedzieć nam rzecznik Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
- Wymalowanie jednej linii jest dla nas dwa razy tańsze niż wymalowanie dwóch linii, ponieważ płacimy wykonawcy od powierzchni wykonanego oznakowania poziomego - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Nalewajko z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Jeśli chodzi o ceny, to są one zależne od technologii, w jakiej wykonana jest linia. Inne kwoty obowiązują za oznakowanie cienkowarstwowe, a inne za grubowarstwowe, jakie stosowane jest na przykład na autostradach – dodaje Nalewajko.
W skali całego kraju chodzi tu o spore kwoty, i to nawet jeśli przyjmiemy, że pojedyncza linia ciągła wykonywana byłaby technologią cienkowarstwową z wykorzystaniem farb rozpuszczalnikowych, czyli w sposób, jaki przyjęty jest tylko na drogach niższych kategorii.
Z rozporządzenia ministra infrastruktury w sprawie warunków technicznych dla znaków drogowych wynika, że trwałość linii wymalowanych farbą rozpuszczalnikową nie przekracza dwóch lat. Ciągła linia o długości kilometra i szerokości 12 cm ma powierzchnię 120 metrów kwadratowych. Koszt samej potrzebnej farby to 1,1 tys. zł. Sama sieć dróg krajowych zarządzanych przez GDDKiA ma długość 18 tys. km. Jeśli projektowane przepisy udałoby się wdrożyć na 20 proc. z nich, co dwa lata można byłoby liczyć na oszczędności rzędu 4 mln zł. Skala tego udogodnienia dla władz samorządowych również byłaby niebagatelna.
Pomysł posłanki jest korzystny dla budżetu, ale – zdaniem niektórych ekspertów – może również nieść pewne zagrożenie.
- Z psychologicznego punktu widzenia nie rezygnowałbym z podwójnej linii ciągłej – mówi Wirtualnej Polsce Sylwester Pawłowski z projektu edukacyjnego Świadomy Kierowca. - Mamy w Polsce zbyt niską wrażliwość na bezpieczeństwo. Dla części kierowców jedna ciągła linia oznacza, że nie należy jej przekraczać, gdy ktoś widzi. Podwójna to już poważne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. Skala oszczędności związanej z mniejszym zużyciem farby nie jest warta ponoszenia ryzyka większej liczby wypadków – kwituje Sylwester Pawłowski.
Interpelacja Elżbiety Stępień na razie pozostaje bez odpowiedzi.