Tym razem legendarna marka przygotowała dla fanów wyjątkową niespodziankę – liczącą zaledwie 50 egzemplarzy serię modelu Elise S. Na pierwszy rzut oka zgrabne auto prezentuje się niemal tak samo, jak seryjny odpowiednik. Za to właśnie koneserzy kochają Lotusa, który potrafi dyskretnymi smaczkami sprawić, że samochód staje się jedyny w swoim rodzaju...
Aby nikt nie przeoczył jubileuszowego Elise, jego karoserię pokryto jaskrawo-pomarańczowym lakierem. Jadowity kolor trafił też na zaciski hamulcowe, wewnętrzne części drzwi oraz konsolę środkową. Na wyposażeniu nie zabrakło hardtopu i skórzanej tapicerki z pomarańczowymi szwami. Dodatkowo na błotniku pojawiła się nalepka z flagą kraju do którego wysłano dany egzemplarz samochodu oraz napis „Limited Edition”.
Do salonów sprzedaży trafi tylko 40 egzemplarzy auta. 15 sztuk przeznaczono na rynek niemiecki, 10 będzie krążyć na górskich serpentynach Szwajcarii, 6 pojedzie do słonecznych Włoch, natomiast po 5 egzemplarzy zostanie sprzedanych w Belgii oraz Francji. Pozostałe 9 sztuk trafi do szczęśliwych nabywców w pozostałych krajach Unii Europejskiej.
Osiągi pojazdu potrafią zmrozić krew w żyłach nawet najbardziej doświadczonych kierowców. Silnik Toyoty katapultuje Lotusa do „setki” w kilka sekund, a zaawansowany układ kontroli trakcji pozwala wystrzelić spod świateł w prawdziwie wyścigowym tempie.
To nie koniec atrakcji. Przy odbiorze samochodu klient otrzyma list. Przesyłkę podpisał sam Mike Kimberley, czyli prezes legendarnej firmy.
Czy ktokolwiek będzie rozczarowany Lotusem? Z pewnością wielbiciele komfortu oraz cichego wnętrza. Jak przystało na prawdziwego sportowca, Elise nie otrzymuje dziesiątek kilogramów mat wygłuszających, skomplikowanego systemu audio oraz wielostrefowej klimatyzacji. Lotus ma umożliwiać cieszenie się jazdą w czystej formie i z zadania wywiązuje się idealnie.
Klienci firmy Lotus przyzwyczaili się do oczekiwania na samochód marzeń w długiej kolejce. W przypadku limitowanej wersji nie powinno być z tym problemu, bowiem większość egzemplarzy już znalazła właścicieli, których nie przeraził rachunek z kwotą przynajmniej 40 000 euro. Najbardziej pokrzywdzeni zostali Holendrzy – chęć posiadania sportowego wozu uszczupli ich portfel o 53 000 euro!
Łukasz Szewczyk