Trwa ładowanie...
18-09-2012 16:55

Co nas denerwuje na drodze?

Co nas denerwuje na drodze?Źródło: PAP/Grzegorz Jakubowski
d1uz7jf
d1uz7jf

Obywatelom niemal każdego państwa przypisać można co najmniej jedną charakterystyczną cechę, lub wyróżniające ich zachowanie. Niezależnie od szerokości geograficznej, większość Rosjan uznajemy za miłośników trunków wyskokowych, zaś Japończyków i Koreańczyków cały świat niegdyś miał za doskonałych specjalistów w kopiowaniu cudzych rozwiązań technicznych. Natomiast Polacy, zwłaszcza w Europie uchodzą za urodzonych malkontentów, którym zawsze coś nie pasuje i przeszkadza. Nie ma znaczenia o jakiej sferze życia rozmawiamy. Zawsze jeden z rozmówców zapoczątkuje wielogodzinną debatę mającą na celu poruszenie wszystkich głupot, absurdów i niesprawiedliwości tego świata. Jednak to zza kierownicy możemy dostrzec ich najwięcej, a co równie ważne, doświadczyć ich na własnej skórze. Rozstrzygnijmy wobec tego, co tak naprawdę nas denerwuje na drogach.

Typowo polską litanię skarg i zażaleń z oczywistych powodów warto rozpocząć od nieustających remontów i modernizacji sieci drogowej. W innych państwach Starego Kontynentu wszelkie znamiona poprawy owych warunków, spotykają się z wielką radością i entuzjazmem kierowców. Dla nich oczywiste są chwilowe utrudnienia i zamieszanie na remontowanych odcinkach. Każdy grzecznie przemyka pomiędzy tymczasowymi barierkami mając w wyobraźni obraz oddanej do eksploatacji arterii. Jednym słowem, wszyscy cierpliwie czekają na efekt końcowy. Na naszym podwórku kwestia ta wygląda nieco inaczej. Zamiast brać przykład z zachodnich czy południowych sąsiadów i przyklaskiwać decyzjom o remontach, spora część Polaków przy każdej nadążającej się okazji narzeka na oczywiste korki, wszechobecne ciężarówki budowlane i rozgardiasz. Niestety spory wkład w społeczne nastroje mają sami budowlańcy i urzędnicy nadzorujący ruch kołowy. Nie trzeba długo szukać podręcznikowego przykładu nielogicznych oznaczeń czy wręcz wykluczających się
nakazów. Co dla lokalnych kierowców nie stanowi większego problemu, a jedynie kolejny powód do śmiechu, to dla przyjezdnych jest przeszkodą nie do pokonania w rozsądnym czasie.

(fot. Policja)
Źródło: (fot. Policja)

Kolejną niezaprzeczalną zasługą wspomnianych osobistości jest czas realizacji drogowych projektów. Pierwszym hamulcem na drodze do startu budowy są biurokraci, generujący ogrom papierowych przeszkód. Wedle naocznych świadków także tempo ich pracy do szybkich nie należy. Chyba we wszystkich polskich metropoliach poważne remonty drogowej infrastruktury mają swój początek jesienią. Cóż, statystycznemu człowiekowi rozsądek podpowiadałby intensywne „remontowanie” w wakacje, okresie licznych wyjazdów i zmniejszonego natężenia miejskiego ruchu.

Następną drażliwą kwestią są niestosowne zachowania i manewry niektórych kierowców. Tajemnicą poliszynela jest delikatnie mówiąc specyficzny styl jazdy większości zawodowych szoferów. Nieważne czy rozmawiamy o taksówkarzach, tirowcach, tudzież przedstawicielach handlowych i innych flotowych pracownikach. Niemal każdy z nas na swej drodze spotkał kierowcę potężnej ciężarówki, lubującego się w efektownym wyprzedzaniu i spychaniu osobówek na pobocze. Niewiele lepszą opinię w oczach zwyczajnych kierowców mają flotowi szoferzy. Agresywna jazda stała się już ich znakiem rozpoznawczym, podobnie wymuszenia i nagminne łamanie przepisów. Jednak bez winy nie są również zwyczajni użytkownicy dróg.

d1uz7jf
(fot. Thinkstock)
Źródło: (fot. Thinkstock)

W każdej okolicy poruszają się przecież „naturalne ograniczniki prędkości” w postaci przerażonych ruchem kołowym osobników – przeważnie z beretem lub równie modnym nakryciem głowy. Niestety zazwyczaj przemieszczają się lewym pasem, oczywiście o ile takowy jest dostępny, by dopiero za kilka skrzyżowań skręcić. Ale co najważniejsze, jadą z zawrotną szybkością około 40 km/h, zaś przy zmianie pasa nie raczą spojrzeć w lusterko, o refleksie nawet nie warto wspominać. To właśnie z powodu miejskich ślimaków prawym pasem poruszamy się o wiele szybciej. Ku rozżaleniu normalnych kierowców, wspomniane zawalidrogi czasem opuszczają teren zabudowany. Po minięciu rogatek rodzinnych miejscowości, z przerażeniem na twarzy osiągają prędkość przelotową rejsowego autobusu z lat 70. Częstym widokiem są z pozoru nowoczesne Skody Octavie i inne „dziadkowozy” mknące z zabójczą szybkością 70-80 km/h.

Osobny rozdział w narodowej księdze zażaleń drogowych należy się sztuce, a raczej jej braku w parkowania w mieście. Oczywiście nikt nie nawołuje do uczenia się od nonszalanckich mieszkańców Paryża, którzy nie rezygnują nawet wtedy, gdy oczywiste jest, że miejsca jest za mało. Wystarczy kilka chwil spędzonych na parkingu pod jakimkolwiek centrum handlowym bądź osiedlu, by znaleźć kilku delikwentów w autach „nienaturalnych” rozmiarów zajmujących dwa miejsca. Podobnie prezentuje się wykorzystanie cennej przestrzeni na miejskich miejscach parkingowych usytuowanych wzdłuż chodnika. Wystarczyłaby odrobina umiejętności ze strony kierowców, aby bez trudu znalazło się miejsce dla kolejnych samochodów. Niestety, w tym temacie „zaawansowany kurs parkowania” jakim bez wątpienia jest kurs na prawo jazdy kategorii B, także najwyraźniej zawodzi.

Aby w kilku słowach podsumować irytujące nas drogowe zjawiska, trzeba porównać diametralnie różne nastawienie Polaków i reszty Europy do otaczającej nas rzeczywistości. Nawet zauważalny postęp w rozwoju sieci autostrad i dróg szybkiego ruchu , nie zmienił negatywnego usposobienia. Cóż, wszystko jest źle i niedobrze.

Piotr Mokwiński

tb/

d1uz7jf
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1uz7jf
Więcej tematów