Clarkson żałuje tego, co się stało. Czy to wystarczy?
Nad głową Jeremy‘ego Clarksona, jednego z trzech prezenterów Top Gear, ostatnio zebrały się czarne chmury. Dziennikarz po raz kolejny podpadł władzom BBC. Według medialnych doniesień miał uderzyć asystenta producenta – Oisina Tymona. Powodem podobno było nie dostarczenie obiadu na czas po ciężkim dniu filmowania. Informacja o tym incydencie trafiła do szefostwa, które postanowiło zawiesić prezentera.
Sprawa rzekomego uderzenia asystenta producenta jest w toku. Wewnętrzne śledztwo przeprowadza BBC, a jego efektem może być nawet zwolnienie Clarksona. Felietonista Daily Mail, Richard Littlejohn, sugeruje, że na tym bardzo zależy szefowi telewizji BBC czyli Dannemu Cohenowi i osobom o lewicowych poglądach. - To zabawne, jak szybko lewacy z BBC podchwycili ‘Je Suis Charlie’ po tym, jak francuski magazyn obraził muzułmanów, ale nigdy nie powiedzieli ‘Je Suis Jeremy’ gdy to on nadepnął komuś na odcisk.
Dannego Cohena oskarża o zmarnowanie setek tysięcy, a nawet milionów funtów pochodzących z abonamentu telewizyjnego płaconego przez Brytyjczyków, jeśli trzy zaplanowane odcinki nie zostaną pokazane. Nadmienia też o konieczności zapłacenia kar zagranicznym stacjom, które od tego sezonu nadają Top Gear jednocześnie w wielu krajach (w tym w Polsce). - Nie uszłoby mu to na sucho, gdyby był szefem komercyjnej stacji i odpowiadał przed udziałowcami.
Całą sprawę dla BBC1, w telewizyjnym programie Midlands Today, skomentował także brytyjski premier, David Cameron. - Mam nadzieję, że wszystko uda się wyjaśnić, ponieważ [Clarkson] to wielki talent rozbawiający tak wielu ludzi, w tym moje dzieci, które byłyby niepocieszone, gdyby Top Geara zdjęto z anteny.
Później dodał jednak, że jako premier ma wiele innych zadań i zadbanie o przyszłość programu nie jest jednym z nich.
Jeremy póki co nie komentuje zbyt obszernie całej sprawy. Najpierw na Twitterze, wraz z pozostałymi prezenterami, rozprawiał o tym, co będą oglądać w niedzielny wieczór zamiast Top Geara. Jak donosi BBC, przyłapany na ulicy przez dziennikarzy zażartował, że właśnie udaje się do urzędu pracy. Gdy zapytano go czy żałuje tego, co się stało, odpowiedział, że tak. Później pojechał na mecz Chelsea-Paris Saint Germain. Całą sprawę krótko skomentował dla dziennika The Sun, w którym regularnie ukazują się jego teksty. - Piję sobie teraz zimne piwo i czekam, aż wszystko ucichnie.
Co ciekawe, sprawę na Twitterze skomentowała także jego córka. Poprosiła BBC o zabranie jej ojca, ponieważ ten zaczął gotować.
Głos zabrał też James May, drugi współprowadzący Top Gear. Gdy spytano go po raz pierwszy o całą sytuację odparł, że rzeczywiście doszło do pewnej konfrontacji między dwoma panami. Co prawda nie widział jej, ale podobno nie było to nic poważnego. Później dodał, że był wtedy kompletnie pijany.
Drugą najważniejszą postacią w sprawie jest Oisin Tymon, asystent producenta, którego rzekomo Jeremy miał uderzyć. Do tej pory nie usłyszeliśmy od niego ani słowa. Jego prawnik powiedział tylko, że nie ma co liczyć na komentarz przed zakończeniem śledztwa prowadzanego przez BBC. Oisin jest związany z Top Gearem od 2005 roku. Przez 10 lat był obecny na planie kilkudziesięciu odcinków. Ze znalezionych informacji wynika, że jest lubianym i wartościowym członkiem ekipy.
Ostatnia przygoda Clarksona sprawiła, że coraz częściej zaczęło się pojawiać pytanie dotyczące tego, kto mógłby go zastąpić. Najczęściej wymienianą postacią jest Chris Evans – 48-letni prowadzący znany z brytyjskich radia i telewizji. Chris niejednokrotnie pojawiał się już w Top Gear. Występował tam nie tylko w części „Gwiazda w samochodzie za rozsądną cenę”, ale również podczas kręcenia materiału o jego Ferrari 250GT California Spider kupionym w 2008 roku za 5,6 mln funtów. Evans to także dobry znajomy całej trójki prezenterów oraz kolekcjoner ekskluzywnych aut.
Na niekorzyść Clarksona wpływa to, że nie ma czystego konta i w przeszłości był już wzywany przez swoich szefów. Ostatni poważny incydent dotyczył wyprawy do Argentyny. Prezenter w tym odcinku jechał Porsche 928 z tablicami rejestracyjnymi H982 FKL. Można to było w prosty sposób rozszyfrować jako 1982 rok i FKL jako Falklandy. Argentyńczykom nawiązanie do przegranej z Brytyjczykami Wojny Falklandzkiej nie spodobało się na tyle, że zaczęli grozić ekipie. Doszło nawet do tego, że cały zespół, pod ochroną policji, musiał nocą uciekać do Chile. Po powrocie do Wielkiej Brytanii, trzej prezenterzy bronili się mówiąc, że tablica rejestracyjna Jeremy'ego to był czysty przypadek.
Jakiś czas temu szerokim echem odbiła się wiadomość gazety Mirror, która doniosła, że w jednym z ujęć (niewykorzystanych w programie), podczas mruczenia wyliczanki, dało się słyszeć rasistowski zwrot. Clarkson nagrał wówczas stosowne oświadczenie, w którym zarzekał się o swojej niewinności. Twierdził, że zrobił wszystko, aby dwuznaczny klip nie trafił do ostatecznej wersji programu. Tak też się stało. Mimo to, prezenter dostał poważne ostrzeżenie. Szefostwo zagroziło, że jeśli jeszcze raz kogoś obrazi, zostanie zwolniony. Clarkson skwitował to w następujący sposób:
- Nawet anioł Gabriel miałby problem ze sprostaniem takim oczekiwaniom. To jest nieuniknione, że pewnego dnia, ktoś, gdzieś powie, że go obraziłem. A wtedy to będzie koniec.
O ciętym humorze Clarksona było także głośno po emisji odcinka specjalnego z Birmy. W jednym z ujęć Jeremy użył zwrotu, który w slangu jest uznawany jako obraźliwe określenie Azjatów. To nie spodobało się rządowej organizacji Ofcom, zajmującej się m.in. dbaniem o standardy jakości w mediach. BBC za niewyparzony język Clarksona musiało zapłacić karę. Nie ujawniono jej wysokości.
Lista osób oraz nacji, które obraził najwyższy z prezenterów Top Gear, jest bardzo długa. Co ciekawe, według niektórych, jest na niej również Polska. Wszystko za sprawą prześmiewczej reklamy Volkswagena Scirocco TDI wymyślonej przez trójkę Brytyjczyków. Jej hasłem było „From Berlin to Warsaw in one tank”. Problem polegał na tym, że słowo tank oznacza nie tylko zbiornik paliwa, ale również czołg. Hasło zatem luźno nawiązywało do agresji Niemiec na Polskę.
Mimo licznych kontrowersji związanych z osobą Clarksona, prezenter wciąż ma wielu fanów na całym świecie. Dobitnie świadczy o tym petycja na change.org, która ma na celu przekonanie władz BBC do przywrócenia Jeremy’ego. W ciągu niespełna dwóch dni, podpisało ją już prawie 700 tys. osób.
mp/moto.wp.pl