Brutalna wojna na szczycie
Obaj od dziesięcioleci rządzili najbardziej dochodowym sportem samochodowym świata. Kiedyś ramię w ramię obalili prezydenta FIA Jean Marie Ballestre'a, aby przejąć kontrolę nad Jedynką. Mosleya interesowała władza, więc wyszedł na czoło Międzynarodowej Federacji Samochodowej. Ecclestone tymczasem zajął się pieniędzmi i z F1 zrobił globalny biznes, którego obroty sięgają miliardów dolarów.
Jak dotąd Max i Bernie solidarnie zwalczali opozycję zespołów oraz koncernów, biorących udział w wyścigach F1. Teraz, kiedy trwa między nimi wojna, teamy mogą w końcu wywalczyć rzeczy, które kiedyś były poza ich zasięgiem. Pragnąc przeciągnąć je na swoją stronę, poróżnieni szefowie sami oferują im więcej. Zaczął Ecclestone, który zorganizował spotkanie wszystkich zespołów i próbował skłonić je do podpisania wspólnej petycji. Skandal z udziałem Mosleya zniechęcił wielu inwestorów, więc Bernie chciał zmusić Maksa do ustąpienia ze stanowiska, o co zabiegały także zespoły, ale tylko niektóre.
Gdy w paddocku rozeszła się wieść o planach utworzenia konkurencyjnej serii wyścigowej (FIA posiada prawa do nazwy "Formuła 1"), Mosley kontratakował. Ujął się za teamami w sporze o podział zysków, postulując zwiększenie ich udziału w sprzedaży praw telewizyjnych z 50 do 67 procent.
- FIA podpisała porozumienie z Komisją Europejską obiecując, że zajmie się wyłącznie przepisami. Jeśli Max przyjdzie do mnie i stwierdzi, że teamy powinny dostawać więcej, powiem mu, żeby zajął się swoim sprawami - odparował Ecclestone.
Prezydent FIA nie odpuszcza. Po ostatnim zjeździe federacja ogłosiła przetarg na organizację serii wyścigowej Formuła 2, która miałaby być oficjalnym przedsionkiem F1. Tymczasem obecnie tę rolę pełni seria GP2, której współwłaścicielami są Flavio Briatore oraz... Ecclestone. To by godziło w ich interesy.
_ Więcej w Przeglądzie Sportowym _