Blokada alkoholowa mało popularna. Zdaniem RPO trzeba to zmienić
Polacy z orzeczonym zakazem prowadzenia nie chcą wracać za kierownicę wcześniej. Od 2015 r. prawo dopuszcza montowanie blokad alkoholowych w samochodach. Jak zauważył Rzecznik Praw Obywatelskich, zainteresowanie jest bardzo niewielkie.
Prowadzenie samochodu lub motocykla po spożyciu alkoholu może skutkować nie tylko mandatem, ale i zakazem prowadzenia pojazdów mechanicznych – nie wspominając o karze więzienia. Zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich wśród Polaków bardzo niska jest świadomość tego, że prawo pozwala na skrócenie zasądzonego zakazu jazdy nawet o połowę. Jest to możliwe wtedy, gdy skazany zgodzi się na montaż blokady alkoholowej w swoim samochodzie.
Trzy lata niewiedzy
Prawo, które pozwala na korzystanie z blokady alkoholowej, weszło w życie w 2015 r. Zgodnie z nim osoba, względem której zastosowano sądowy zakaz prowadzenia pojazdów, może zwrócić się o warunkowe pozwolenie na prowadzenie samochodu wyposażonego w blokadę alkoholową po upływie połowy orzeczonego czasu zakazu lub po dziesięciu latach, jeśli orzeczono dożywotni zakaz prowadzenia. Taki przywilej nie przysługuje jednak każdemu.
O możliwości skorzystania z blokady decyduje sąd. Podczas rozpatrywania wniosku sędzia weźmie pod uwagę postawę i warunki osobiste sprawcy oraz jego zachowanie od czasu nałożenia kary. Decyzję pozytywną sędzia może wydać tylko wtedy, gdy ma przekonanie, że prowadzenie przez tę osobę samochodu nie spowoduje zagrożenia w komunikacji. Przepisy określają, że sąd może cofnąć pozwolenie na jazdę samochodem wyposażonym w blokadę alkoholową, jeśli osoba korzystająca z tego przywileju rażąco naruszy bezpieczeństwo drogowe, na przykład popełniając przestępstwo za kierownicą. Co ważne, nie musi być ono związane ze spożyciem alkoholu.
Osoba, wobec której zastosowano złagodzone traktowanie, musi ponownie wyrobić dokument prawa jazdy. Na jego odwrocie w rubryce numer 12 pojawia się liczba 69. Wskazuje ona, że właściciel prawa jazdy może prowadzić wyłącznie pojazdy z blokadą alkoholową. Czym ona jest?
Dmuchnij przed startem
Najkrócej ujmując, blokada alkoholowa to urządzenie, które zespolone jest z układem zapłonowym samochodu. By uruchomić wyposażone w nią auto, najpierw trzeba dmuchnąć w ustnik. W razie wykrycia w wydychanym powietrzu zawartości alkoholu, która przekracza dopuszczoną przepisami normę, silnik nie odpali. Co istotne, w blokadę wyposażyć można również samochody z systemem start-stop. Urządzenie jest ustawione tak, że nie wymaga kolejnego dmuchnięcia przy każdym zgaszeniu silnika przez określony czas - zwykle dwie lub cztery godziny.
Koszt blokady jest różny w zależności od modelu. Podstawowe modele kosztują ok. 3,5-4 tys. zł. Za bardziej dyskretne urządzenie przypominające smartfon zapłacimy 5,5-6 tys. zł. Możliwe jest również długoterminowe wynajęcie blokady. Wówczas miesięczny koszt to ok. 100 zł. Po zamontowaniu blokady serwis musi dokonać jej kalibracji. Następnie należy udać się do stacji kontroli pojazdów, gdzie diagnosta sprawdzi całą instalację i prawidłowość jej działania. Procedura kończy się wpisem do dowodu rejestracyjnego i opłatą w wysokości 50 zł. Co roku specjalistyczny serwis musi kalibrować blokadę, co kosztuje ok. 200 zł.
Kierowca korzystający z blokady ma obowiązek wożenia ze sobą zaświadczenia potwierdzającego jej kalibrację. Policja ma prawo żądać go w razie kontroli. Jeśli kierowca zapomni zaświadczenia, policjant na miejscu zatrzyma prawo jazdy za pokwitowaniem.
Czy warto promować blokady?
Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do ministra sprawiedliwości z prośbą o podjęcie działań promujących blokady alkoholowe. Czy jednak rzeczywiście chcemy, żeby więcej osób korzystało z takiej możliwości? Na razie nie ma statystyk, które mówiłyby o skuteczności tego środka. Pochopnie podjęta decyzja o skróceniu okresu zakazu prowadzenia pojazdów może mieć jednak tragiczne skutki.
W 2017 roku uczestnicy ruchu będący pod działaniem alkoholu spowodowali 2 163 wypadki - było to 6,6 proc. ogółu. W zdarzeniach tych zginęły 273 osoby (9,6 proc. wszystkich ofiar), a rannych zostało 2 440 osób (6,2 proc. ogółu). Problem polskich zmotoryzowanych polega nie tylko na tym, że wśród nich zdarzają się osoby siadające za kierownicę pod wpływem alkoholu, ale na tym, że najczęściej są to osoby pijane, a nie lekko nietrzeźwe. W pierwszym półroczu 2018 r. policjanci zatrzymali 7,4 tys. osób prowadzących pojazdy mechaniczne przy zawartości alkoholu we krwi wynoszącej od 0,2 do 0,5 prom. Popełniły one wykroczenia. Znacznie więcej jest jednak przestępców. Od stycznia do końca czerwca 2018 r. mundurowi przyłapali aż 25,3 tys. kierowców mających więcej niż 0,5 prom. alkoholu we krwi. Choć w drugiej z tych kategorii mamy wyraźny spadek względem porównywalnego okresu 2017 r., to zjawisko jest niepokojące.
»Straciłeś prawo jazdy za kierowanie na „podwójnym gazie” - możesz prowadzić samochody z blokadą alkoholową« - informuje na swej stronie RPO. Dla mnie komunikat ten cechuje się sporą beztroską, choć rozumiem powód, dla którego RPO zajął się sprawą. W końcu każdemu wolno korzystać z obowiązującego prawa, a w przypadku zawodowych kierowców możliwość prowadzenia auta to po prostu sposób na zarabianie. Nim jednak zaczniemy promować to rozwiązanie, warto byłoby poznać statystyki związane z użytkowaniem blokad (o nie RPO prosi ministra). Dopiero na ich podstawie należy ocenić, czy uchwalone w Polsce prawo jest odpowiednie. W Finlandii, gdzie przepisy o blokadach powstały najwcześniej w Europie, a ludzie nie mają zwyczaju wylewania za kołnierz, o zainstalowanie blokady może się starać kierowca, któremu odebrano prawo jazdy na okres od roku do trzech lat, a w czasie korzystania z takiego rozwiązania musi regularnie spotykać się z lekarzem lub terapeutą. W Polsce blokadę założyć mogą nawet kierowcy z dożywotnim zakazem jazdy.