Baumgartner w Rajdzie Barbórka. "Nie wahał się ani sekundy!"
Słynny austriacki spadochroniarz oraz BASE jumper Felix Baumgartner, który 14 października wykonał skok ze stratosfery, wystartuje w jubileuszowym 50. Rajdzie Barbórka w Warszawie. Do Polski zaprosił go pięciokrotny zwycięzca tych prestiżowych zawodów Tomasz Kuchar, który opowiedział nam o swojej znajomości z Austriakiem.
WP: Michał Bugno: Austriacki spadochroniarz oraz BASE jumper Felix Baumgartner skorzystał z pana zaproszenia i wystartuje w jubileuszowym 50. Rajdzie Barbórka. Co skłoniło pana, żeby - podobnie jak siedem lat temu - zaprosić go do Polski?
Tomasz Kuchar: Chciałem powtórzyć to, co zrobiliśmy w 2005 roku, kiedy Felix wystartował w Barbórce po tym, jak odstąpiłem mu swój drugi samochód. Z tego, co pamiętam, zajął całkiem niezłe, dziesiąte, miejsce. Na ulicy Karowej trochę uszkodził mi samochód - zahaczył o tunel, przez co skrzywił oba koła i zepsuł chłodnicę, ale nie miało to znaczenia. Najważniejsze, że zrobił fajny show, dając ludziom powody do radości. On już wtedy był bardzo znany w środowisku ludzi związanych z BASE jumpingiem, a także wśród innych wariatów - takich, jak na przykład rajdowcy. Na swoim koncie miał już różne ekstremalne wyczyny, jak chociażby przelot bez napędu nad kanałem La Manche czy skoki BASE-owe np. z hotelu Marriott w Warszawie. Planował też skok z Pałacu Kultury i Nauki, ale w końcu nie doszło to do skutku. Już wtedy Felix był popularną postacią, choć na pewno nie był znany każdej osobie na świecie.
WP: W jaki sposób poznaliście się z Felixem Baumgartnerem?
Poznaliśmy się przez Wojtka Dobrzyńskiego - mojego wieloletniego kumpla, który pracował w Red Bullu i opiekował się "redbullowymi" sportowcami. Po starcie w Rajdzie Barbórka Felix łyknął rajdowego bakcyla i poprosił nas, żebyśmy zbudowali mu własne auto. Uczyniliśmy to. Znajomość pozostała na lata, więc postanowiliśmy zaprosić go ponownie, choć oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że po tak potężnym wyczynie, jakim był jego skok ze stratosfery, ciężko będzie u niego z wygospodarowaniem wolnego czasu.
WP: Jak dziś wyglądają pana relacje z Austriakiem? Często się kontaktujecie?
W związku z tym, że ostatnio był bardzo skoncentrowany na projekcie Red Bull Stratos, nie utrzymywałem z nim stałego kontaktu. Znamy się jednak dość dobrze. Za to, że na Barbórce 2005 "klepałem mu tyłek", zdołał zemścić się rozgrywką na gokartach w swoim rodzinnym Salzburgu, gdzie zaprosił mnie w ramach rewanżu. Tym razem to on "klepał mi tyłek" - był ode mnie szybszy. To szalenie ambitny i bardzo fajny gość. Po całym dniu spędzonym z Felixem człowiek ma zakwasy na twarzy, bo cały czas się śmieje.
WP: Jak szybko Baumgartner dał panu pozytywną odpowiedź na zaproszenie do udziału w Rajdzie Barbórka?
Felix ma tak miłe wspomnienia z 2005 roku, że nie wahał się ani sekundy. Od razu spróbował poprzestawiać swoje plany i dziś wiadomo już, że będzie naszym gościem na Barbórce. Miejmy nadzieję, że po pierwsze będzie się dobrze bawił, a po drugie zrobi duże show. Muszę podkreślić, jest to operacja zupełnie prywatna. Felix nie przyjedzie tu na zlecenie jakiegokolwiek sponsora lub partnera. Wyjazd ten traktuje jako czas relaksu, okazję do spotkania z kumplami i sposób na miłe spędzenie czasu oraz odreagowanie medialnego zamieszania wokół jego osoby, które trwa od momentu kultowego skoku ze stratosfery. Dlatego korzystając z tego, że rozmawiam z bardzo wpływowym medium, jakim jest Wirtualna Polska, zaapelowałbym do wszystkich kibiców i dziennikarzy, żeby dali mu trochę spokoju i nie "zamordowali" go podczas wizyty w Polsce.
WP: Rozumiem więc, że to pana prywatny pomysł i inicjatywa?
To inicjatywa naszego zespołu rajdowego. Felix świetnie bawił się z nami w 2005 roku, więc zdecydował się złożyć zaproszenie. Wie, że powtórzymy to, co miało miejsce siedem lat temu i sprawimy, że po raz kolejny dobrze się zabawi.
WP: Jak ocenia pan umiejętności Felixa Baumgartnera jako kierowcy rajdowego?
Ostatni raz, kiedy jechałem z nim samochodem, miał miejsce bardzo dawno temu. Wiadomo, że nie jest to profesjonalny kierowca rajdowy, jednak jest to człowiek niesamowicie utalentowany, również manualnie, a do tego niesamowicie zacięty i zacietrzewiony w tym, co robi. Właśnie dlatego odnosi sukcesy we wszystkich dyscyplinach sportu, za które się zabiera. Proszę sobie wyobrazić, że jak pierwszy raz trenowaliśmy go na jednym z torów kartingowych, to po prostu nie chciał wysiąść z samochodu! Co pół godziny zakładaliśmy mu komplet nowych opon i dolewaliśmy do pełna zbiornik paliwa, a on robił kółko za kółkiem. Kompletnie skoncentrowany na swoich zadaniach i uparty w dążeniu do celu. To prawdziwy fighter. Sportowiec z krwi i kości!
WP: 14 października oczy całego świata były skierowane właśnie na Austriaka, który wykonał skok ze spadochronem z wysokości 39 kilometrów. Śledził pan na żywo to niezwykłe wydarzenie?
No jasne! Myślę, że wszyscy widzowie, oglądający ten materiał, przeżywali niesamowite emocje. Niezależnie od tego, czy mieli okazję Felixa poznać, czy nie.
WP: *W takim razie jak pan przeżywał jego skok ze stratosfery? *
Zacisnąłem kciuki w momencie, gdy balon ruszył w górę, a rozluźniłem je dopiero, kiedy Felix wylądował na ziemi. Przyznam szczerze, że denerwowałem się strasznie. Z jednej strony towarzyszyła mi niesamowita ciekawość, co się stanie i jak to wyjdzie, a z drugiej - obawa, żeby nic złego nie stało się osobie, którą całkiem dobrze znam. To było niesamowite! Najpierw moment, w którym Felix zasalutował, a później chwila, w której wyskakuje i oddala się od kapsuły... Kiedy zaczęła występować rotacja i zobaczyłem, jak szybko Felix się kręci, to aż zamarłem! Wydobyłem z siebie hektolitry potu i cały zrobiłem się mokry. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
WP: Baumgarner chętnie przyjął zaproszenie do udziału w rajdzie samochodowym. A pan pisałby się na skok spadochronowy, gdyby taka propozycja padła z jego strony?
Jeszcze pięć czy dziesięć lat temu powiedziałbym panu "nie, nigdy w życiu nie skoczyłbym ze spadochronem, bo jest to dla wariatów!". Tyle, że przez wiele lat w taki sam sposób odpowiadałem na pytania o lotnictwo, a później stało się ono moją pasją. Absolutnie złapałem bakcyla, związanego z lataniem i od jakiegoś czasu jestem posiadaczem licencji pilota samolotu turystycznego. Nigdy w życiu nie skakałem na spadochronie, natomiast nie ukrywam, że strasznie wkręciło mnie lotnictwo. Jak to się mówi, śmigło mnie "dosięgnęło i uderzyło". Dziś wiem, iż po zakończeniu swojej przygody z rajdami, więcej czasu poświęcę swojej nowej pasji, którą stało się latanie samolotem. A jeżeli chodzi o skoki ze spadochronem, to powiem tak: staję się coraz bliższy przyjęcia do świadomości, że wypadałoby spróbować to zrobić. To jest dla ludzi! Oczywiście czasem zdarzają się wypadki, ale one pojawiają się wszędzie. Na pewno w asyście kogoś takiego, jak Felix Baumgartner, zdecydowałbym się skoczyć, bo wiem, że to profesjonalista,
który wszystko ma dopracowane i dopięte na ostatni guzik.
WP: Jakie są pana oczekiwania wobec nadchodzącego Rajdu Barbórka, w którym z Felixem Baumragnterem pojedziecie bliźniaczymi samochodami Subaru Impreza WRX STI?
Samochody zostały przygotowane zgodnie z wytycznymi Międzynarodowej Federacji Sportów Samochodowych. To dwa bliźniacza auta, które będą w dodatku identycznie oklejone. Jeżeli chodzi o wynik sportowy, to wygląda to tak, że Felix nie musi zająć żadnego wysokiego miejsca. Sam start będzie dla niego niesamowitą atrakcją, a dla wszystkich obserwatorów wielkim przeżyciem. Natomiast ja oczywiście chciałbym wygrać. Nieskromnie przypomnę, że jestem rekordzistą tego rajdu, wygrałem go pięć razy i oczywiście chciałbym go wygrać po raz szósty. Mam jednak świadomość, że startuje wielu świetnych zawodników we wspaniałych samochodach. Powiększenie liczby moich zwycięstw do sześciu może być bardzo ciężkie, ale oczywiście dam z siebie wszystko i wypruję flaki, żeby zwyciężyć - zarówno na prestiżowym odcinku na ulicy Karowej, jak i w całym Rajdzie Barbórki. A jak wyjdzie? Wkrótce się przekonamy.
Rozmawiał Michał Bugno, Wirtualna Polska
Śledź autora na Twitterze: Obserwuj @Michal_Bugno